czwartek, 13 sierpnia 2015

17."We're so beautiful and so broken"

-Kochanie, wstawaj - usłyszałem aksamitny głos przy prawym uchu - kotku.
    Poczułem delikatne pocałunki na szyi, które zmierzały w stronę twarzy. Uśmiechnąłem się, ale nadal nie otworzyłem oczu. Całusy dostawałem wszędzie, ale nie w usta. Zniecierpliwiony takim stanem sytuacji, przyciągnąłem moją ukochaną do siebie i przywarłem do jej ust. Całowałem ją z wielką zachłannością, tak jakby miał to być nasz ostatni pocałunek. Nasze języki tańczyły w namiętnym pocałunku. Odwróciłem nasze pozycje i teraz to ja byłem na górze. Usłyszałem cichy chichot, a następnie delikatny pomruk, kiedy składałem buziaki na jej szyi i ramionach. Ponownie wróciłem do jej kuszących ust. Moje ręce wodziły po całym ciele mojej kobiety. Mojej i tylko mojej. Pozbyłem się koszulki Laury i zabrałem się za kolejną przeszkodę, którą był jej stanik. Po chwili już go nie było.
-Skarbie, musimy już wstawać - usłyszałem - misiu.

*Laura*
    Obudziłam się wtulona w cudowne ciało Ross. Zaśmiałam się, ponieważ jego ręce były pod moją koszulką. Sięgnęłam po telefon i zerknęłam na wyświetlacz, na którym widniała godzina 8:20.
-Skarbie, musimy już wstawać - szepnęłam mu do ucha - misiu.
    Wyswobodziłam się z jego uścisku i wyszłam do łazienki. Zdjęłam z siebie wszystko i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i momentalnie poczułam spływające krople po moim ciele. Umyta, wyszłam z kabiny i wytarłam się do sucha, a następnie okręciłam się ręcznikiem. Wysuszyłam włosy i nałożyłam na twarz delikatnie puder, a następnie musnęłam rzęsy tuszem. Zdałam sobie sprawę, że nie wzięłam ze sobą, ani bielizny, ani ubrań. Ruszyłam do sypialni, aby wybrać ciuchy na dzisiejszy dzień. Ross leżał na łóżku i chyba jeszcze spał. Podeszłam do niego, aby ponownie przystąpić do obudzenia mojego księcia. Pocałowałam go w usta. Myślałam, że śpi, lecz odwzajemnił pocałunek i poczułam na sobie ciężar ciała mojego męża. Nie przeszkadzało mi to w ogóle. Pocałunkami zjechał na moją szyję.
-Kotku - wymruczał do mojego ucha - wiesz jaki miałem sen? Śniłaś mi się, że już mieliśmy się kochać, ale mnie obudziłaś.
-Zboczeniec - zaśmiałam się.
-Przy takiej kobiecie, nie można inaczej. Mam zamiar ten sen dokończyć.
-Chyba sam ze sobą - pocałowałam go w policzek.

-Zabawne - pocałował mnie.

**

    Leżeliśmy wtuleni w siebie. Leo o dziwo jeszcze nie płakał. Z wielką niechęcią oderwałam się od ciała Rossa.
-Misiu, musimy już naprawdę się zbierać, bo o 12:00 musimy być u Twoich rodziców.
-U naszych, kotku, u naszych - zaśmiał się.
    Wyswobodziłam się z jego uścisku i chciałam już wychodzić, lecz przypomniało mi się, że nie mam na sobie nic. Zerknęłam na blondyna i zwinnym ruchem zabrałam mu kołdrę, którą się od razu owinęłam, kiedy tylko wstałam. Zaśmiałam się i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej bieliznę, spodnie oraz biała bluzeczkę na szelkach. Odwróciłam się jeszcze, aby popatrzeć co robi mój mężczyzna. Ten jak gdyby nigdy nic, leżał na łóżku i wpatrywał się we mnie. Odsunęłam półkę, w której były bokserki Rossa, wyciągnęłam czarne i rzuciłam w jego stronę.
-Po co mi? - zaśmiał się - a może powiem mamie, że przyjedziemy tylko na kolację? Mielibyśmy dużo czasu, który można spędzić w łóżku, na kanapie, gdzie tylko będziemy chcieli - argumentował.
-Zboczeniec - pocałowałam go w policzek i wyszłam z sypialni. Wiedziałam, że za mną idzie, dlatego ciągnęłam dalej - pomogę w przygotowaniach do kolacji, przecież mama nie będzie robić wszystkiego i to na dodatek sama.
-A właśnie, nie wiem, czy Mel będzie na kolacji - wszedł za mną do łazienki.
-Dlaczego? - zdziwiłam się i posmutniałam.
-Coś mówiła, że może pojadą do rodziców Toma, ale jeszcze nie wiedzą kiedy.
-Ubierz się - zaśmiałam się.
-Dlaczego? - zrobił niewinną minę.
-Bo mnie rozpraszasz - pocałowałam go. Poczułam jak kołdra, która jak na ten moment była moim jedynym odzieniem, zjeżdża z mojego ciała. Szybko ją złapałam i oderwałam się od blondyna - o nie mój drogi. Nie zapędzaj się.
-To wezmę prysznic - wyszczerzył się.
-Ross - jęknęłam.
-Tak? - ponownie ukazał swoje zęby.
-Ty seksiaku - zaśmiałam się.
-Oh, bo się zarumienię - zaśmialiśmy się.
    Mężczyzna wszedł do kabiny, a ja zaczęłam się ubierać.
-Mam najseksowniejszą kobietę na świecie - wydarł się.
-Jak obudziłeś Leo, to już nie żyjesz - zaśmiałam się.
    Wyszłam szybko z łazienki i skierowałam się w stronę pokoju dziecięcego. Podeszłam do łóżeczka i wzięłam małego na ręce. Sięgnęłam jeszcze po smoczek i schodami schodziłam do kuchni. Od razu doszedł do nas Ross i zabrał synka ode mnie, aby go nakarmić, ja natomiast robiłam jajecznicę dla mojego ukochanego. Gotowe śniadanie postawiłam przed blondynem. Nalałam mu jeszcze soku do szklanki i położyłam obok talerza. Zabrałam Leo, aby mój mąż mógł zjeść w spokoju. Pożyczyliśmy sobie smacznego i zabraliśmy się za jedzenie. Po posiłku ubraliśmy buty oraz kurtki. Wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy, a Ross zabrał nosidełko i wyszliśmy na dwór.
-Czekaj, jeszcze garnitur i sukienka - wyszłam z auta i wróciłam do domu.
    W sypialni znalazłam szukane rzeczy i szybkim krokiem wróciłam do samochodu, ówcześnie zamykając dom na klucz. Lynch odpalił pojazd i wyjechaliśmy z posesji, kierując się do domu rodzinnego ojca mojego syna. Długo nam to nie zajęło i byliśmy na miejscu już po trzydziestu minutach. Blondyn posłał mi znaczący uśmiech i wysłał buziaka w powietrzu.
-O już jesteście - przywitała nas pani domu, kiedy tylko przekroczyliśmy próg domu.
    Przywitaliśmy się i od razu zabrałam się za pomoc przy daniach, które mieliśmy spożyć w czasie kolacji wigilijnej. Jak się okazało, wiele czasu nam to nie zajęło. Zostało do zrobienia ciasto makowe i udekorowanie stołu.
-Mamo może odpoczniesz, a ja zrobię resztę?
-Pomogę Ci - uśmiechnęła się - Ross ma ogromne szczęście.


- Co mnie obgadujecie? - do kuchni wszedł sam zainteresowany i pocałował swoją rodzicielkę w policzek, a mnie w usta - ja pomogę Lau, a Ty odpocznij, czy co tam zrobisz - przytulił mnie od tyłu i położył głowę na moim ramieniu.
-Jesteście kochani. Poradzicie sobie?
-Mamo, czy Ty wątpisz w moje zdolności kulinarne? - zapytał jej syn.
-Jak dobrze, że będzie tu Laura - zaśmiała się kobieta i już jej nie było.
-No dzięki mamusiu - mruknął pod nosem.
-Oj, kotku - pocałowałam go - dobra, zabieramy się za to ciasto, bo potem trzeba udekorować stół.
    Miałam nadzieję, że blondyn mi pomoże, lecz nic z tego nie wyszło. Zaczął się bawić ciastem i rozsypywać mąkę. Kiedy wylewałam masę do formy, mój 'pomocnik' wyjadał ją palcami. Nawet nie chciało mi się go upominać po raz już, chyba setny. Nastawiłam piec i posprzątałam w kuchni. Zabrałam zastawę, przeznaczoną na tę okazję i udałam się z nią do jadalni. W salonie siedzieli już wyszykowani państwo Lynch. Ich syn za mną chodził i powtarzał w kółko 'kocham Cię'. Jego rodzice z wielkim uśmiechem patrzyli na poczynania swojego dziecka.
-Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię. Obiecuję, że już nie będę przeszkadzał w czasie gotowania.
-Kłamiesz - zaśmiałam się.
-No dobra, ale wybaczysz? - zrobił maślane oczka.
-Może...
-O Pani moja i tylko moja - pocałował mnie, a moi teście się zaśmiali.
-Z kim ja wzięłam ślub - zaśmiałam się - Lecę się przygotować, idziesz?
-Z Tobą zawsze - ożywił się.

    Weszliśmy po schodach do pokoju Rossa. Wyciągnęłam z pokrowca sukienkę i odłożyłam na bok, a garnitur podałam blondynowi. Weszliśmy razem pod prysznic, ale szybko wyszliśmy, ponieważ nie moczyliśmy włosów. Ubierałam sukienkę, kiedy podszedł do mnie mąż.

-Pomożesz? - zapytał wskazując krawat.
Najpierw zasunął mi zamek od sukienki, a następnie ja zawiązałam mu szybko krawat i poprawiłam mu kołnierz koszuli. Założyłam czarne szpilki i byłam już gotowa. Z włosami nic nie robiłam, zostawiłam je proste. Złapałam mężczyznę za rękę i zeszliśmy na dół.
-Jak Wy cudownie razem wyglądacie - przywitał nas głos Mel.
-Wy również - odpowiedziałam tym samym - a gdzie Nico?
-Tutaj - wyskoczył zza rodziców - ciocia, wujcio.
-Hej Nicoś - przytuliłam go, a następnie Ross wziął go na ręce.
-Kiedy jemy? - zapytał blondyn.
-Jak będzie pielwsa gwiazdka - zaśmiał się siostrzeniec Lyncha.
-Chodź będziemy wypatrywać.
    Ross postawił Nico na podłogę, a wziął Leo na ręce. Złapałam rączkę syna Mel i podeszliśmy do drzwi, które prowadziły na taras. Kucnęliśmy i wpatrywaliśmy się w niebo.
-Jest, jest - krzyknął szczęśliwy chłopiec.
-No to jemy - ucieszył się mój mąż.

    Najpierw złożyliśmy sobie życzenia, a następnie zasiedliśmy do kolacji wigilijnej. Wszyscy chwaliliśmy potrawy. Atmosfera była wprost magiczna. Czuć było święta i rodzinną atmosferę. Każdy zrobił sobie zdjęcie przy choince, abyśmy mieli pamiątkę. Ross wstawił dwa zdjęcia na swoje fanpage. Na jednym była cała nasza mała rodzinka, a na drugim był sam w otoczeniu prezentów.

-Prezenty - krzyknął Nico.
-No dobrze - uległa mu jego mama.
    Prezentów było co niemiara. Wszyscy cieszyli się z otrzymanych podarunków. Te święta były najlepszymi, jakie mnie do tej pory spotkały.


***
Rozdział 17. I jak się podoba? Dziękuję Wam za 12 komentarzy. Dacie radę więcej ? :D Obserwujcie też jeśli Wam się mój blog podoba.:* Będę chyba pisała krótsze rozdziały aby zostać z Wami dłużej :P. Przepraszam za błędy. Kocham :* Wpadajcie tutaj:
http://raura-story.blogspot.com/?m=1

http://follow-your-dreams-raura.blogspot.com/?m=1

13 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Super :*

Unknown pisze...

Znowu cudowny rozdział :* Jak ty to robisz??? Jejku żyją jak w bajce <333 Żeby to trwało wiecznie <3333
Czekam na nexta <3333

Patrycja_ pisze...

Cudowny, Cudowny, Cudowny < 3
Czekam na nexta!
Pozdrawiam :*
Twoja Czekoladka ♥

Anonimowy pisze...

Cudo *.*

Anonimowy pisze...

Uwielbiam :*

Anonimowy pisze...

Love it <3

Anonimowy pisze...

Idealny wręcz <3

Unknown pisze...

Super rozdział :*
Czekam na next <3

Unknown pisze...

Super rozdział :)
Czekam na next :)

Zuza XOXO pisze...

Cudo to mało powiedziane :D .. czekam

Unknown pisze...

Cudowny.. i czekam na next

Anonimowy pisze...

Czekam na nexta :*

Unknown pisze...

Super rozdział :D Czekam na next!