wtorek, 29 grudnia 2015

31. "I need to know now. Can you love me again?"

***
Pamiętajcie o urodzinach Rossa! Wszyscy spamujemy na tt hasztagiem #HappyBirthdayRossFromPoland. Jest też akcja z wierszem na twiterze i instagramie

Proszę też oznaczajcie Courtney,Rossa,R5,Rydel i Stormie  na zdjeciach na moim instagramie :







No i rozdział 31!!!:)
Przeoraszam za bledy. Nie sprawdzalam.




- Jest pani w ciąży.
-Jak to? Znaczy się, to jest pewne? - byłam w szoku.
-Pobraliśmy krew do badań, teraz zrobimy usg i wszystko pani powiem.
-Jasne.
-Zaraz przyjdzie ginekolog.
    Tak jak mówił lekarz, po chwili przyszedł specjalista. Piłkarze zeszli z łóżka i stanęli obok niego, a ginekolog usiadł na krześle i zaczął operować ultrasonografią. Podciągnęłam koszulkę, a po chwili poczułam zimny żel na brzuchu.
-To szósty tydzień - mówiąc to, odłożył sprzęt.
-Operacja się skończyła - usłyszałam szept Kuby, który kierował te słowa do blondyna.
    Jak poparzona wstałam ze szpitalnego łóżka i pobiegłam w poszukiwaniu lekarzy, którzy byli przy operacji. Przemierzałam korytarze, mijając pielęgniarki. W pewnym momencie zatrzymałam się i zapytałam oddziałowej, czy nie widziała mężczyzny. Pokierowała mnie, więc szybko ruszyłam w odpowiednie miejsce. Skręciłam w prawo, chwilę szłam prosto i skręciłam ponownie w prawą stronę. Zauważyłam drzwi i stwierdziłam, że to ten gabinet. Zapukałam i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi. W pomieszczeniu było trzech lekarzy. Rozpoznałam ich, to oni byli przy operacji.
-Przepraszam, co z Rossem Lynchem?
-Jest pani z kimś z rodziny?
-Jestem żoną.
-W takim razie proszę usiąść - wskazał na krzesło, które stało naprzeciwko niego.
    Usiadłam przy biurku, a lekarz zaczął swój monolog.
-To tak. Pan Lynch miał wypadek. Potrącił go samochód. W takiej sytuacji mogę śmiało powiedzieć, że miał szczęście i przy takim wypadku wszedł bez większych uszkodzeń. Jest kilka obić, zadrapań, stłuczone żebro i złamana ręka. Złamanie było otwarte, dlatego ta operacja. Zaraz będziemy wybudzać pani męża. Zostanie na obserwacji przez dwa-trzy dni, a następnie jeśli wszystko będzie dobrze, to go wypiszemy.
-Czy mogłabym do niego wejść?
-Tak, oczywiście. Sala numer 45, piętro niżej.
-Dziękuję bardzo.
    Wyszłam z gabinetu i spokojniejsza szłam do sali, w której leżał mój mąż. Schodząc po schodach, ujrzałam chłopaków. Podeszli i zadawali pytania. Opowiedziałam im wszystko i razem zmierzaliśmy do pokoju o numerze 45. Mats otworzył mi drzwi i przepuścił w nich. Weszłam i usiadłam na krześle, a chłopcy zajęli resztę miejsc. W sali leżał tylko Ross. Było jedno łóżko i kilka krzeseł. Obok łóżka stała półka.
    Złapałam blondyna za rękę i musnęłam ustami jego dłoń. Delikatnie położyłam głowę na jego brzuchu. Leżałam tak, dopóki piłkarze nie wstali z miejsc.
-Powinnaś się przespać. Jest prawie piąta. Pojedziemy do domu, jutro tutaj przyjdziesz - pomógł mi wstać Łukasz.
    Musnęłam policzek Lyncha i wyszłam z sali. Na korytarzu spotkałam lekarza, z którym chwilę temu rozmawiałam.
-Za parę godzin będziemy wybudzać pana Lyncha. Proszę odpocząć - posłał mi uśmiech.
    Udałam się do wyjścia. Wsiadłam do auta Ella i odjechaliśmy do domu. Dopiero teraz do mnie dotarło, że jestem w ciąży. Będą już na miejscu, weszłam do domu, a za mną ruszył Ratliff. Zerknęłam do pokoiku dziecięcego. Leo smacznie spał, więc zamknęłam cicho drzwi i ruszyłam do sypialni. Położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam.
Coraz wyraźniej do moich uszu docierał budzik. Szukając telefonu, niechętnie otworzyłam oczy. Kiedy urządzenie znalazło się w mojej ręce, wyłączyłam irytujący mnie dźwięk. Przetarłam oczy dłonią i usiadłam na łóżku. Sprawdziłam jeszcze raz, czy aby na pewno nikt nie dzwonił. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy, gdzie wybrałam ubrania na dziś. Z gotowym kompletem wyszłam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę. Z nowym makijażem wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni, aby coś zjeść. Zrobiłam sobie kanapki i herbatę. Zasiadłam do stołu i zabrałam się za jedzenie. Po chwili do kuchni przyszedł Ellington z Rydel. Ratliff zaczął robić śniadanie, a Deme usiadła obok mnie. Nikt się nie odzywał. Kilka razy brunet chciał zacząć rozmowę, ale kiedy tylko otwierał usta, to od razu je zamykał. Mój telefon zaczął wibrować i wydawać z siebie dźwięk. Wzięłam urządzenie do ręki i nie patrząc kto dzwoni, od razu odebrałam.
-Dzień dobry, z tej strony doktor Koch. Wybudziliśmy Pana Lyncha. Zrobiliśmy wszystkie badania i czekamy na wyniki. Jeśli pani chce, można przyjechać.
-Oczywiście, zaraz będę. Dziękuję bardzo.
    Rozłączyłam się i od razu przekazałam przyjaciołom wszystko o czym powiedział mi lekarz. Pobiegłam do sypialni po torebkę, ubrałam buty, a do reki wzięłam kurtkę i byłam gotowa do wyjścia. Rydel ciągle powtarzała, że zajmowanie się Leo, to czysta przyjemność, jednak mimo wszystko czuję się niezręcznie, że pilnuje mojego dziecka.
-Co ze mnie za matka - odparłam ubierając kurtkę.
-Jesteś świetną matką, a to, że aktualnie jest taka sytuacja, to nie jest Twoja wina - przytuliła mnie brunetka.
-Gdybym wybaczyła Rossowi, to nie leżałby teraz w szpitalu.
-Laura, to nie jest Twoja wina - westchnął Ell- dobra, jedziemy.
-Dziękuję Wam. Nie wiem, jak mogę się Wam odwdzięczyć - uśmiechnęłam się delikatnie.
-No przestań - zaśmiała się moja przyjaciółka - pozdrówcie go.
-Oczywiście.
    Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta Ratliffa. Piłkarz odpalił pojazd i ruszyliśmy do szpitala. Drogę umilała nam muzyka, która wydobywała się z radia. Moje myśli ciągle były przy blondynie. Bałam się jego reakcji. Bałam się jak zareaguje, gdy mnie zobaczy. Czy mi wybaczy? Czy będzie jak dawniej? A może nie będzie chciał mnie znać? Z zamysłu wyrwał mnie głos Ella, który oznajmił, iż jesteśmy na miejscu. Wysiadłam z pojazdu i ruszyłam w kierunku głównych drzwi szpitalnych. Będąc już w środku, schodami skierowałam się na drugie piętro. Wzrokiem odszukałam pokoju numer 45. Stojąc pod drzwiami, zastanawiałam się, czy aby na pewno wejść.
-Lau, nie bój się, to Twój mąż. Kiedy wejdziesz, to on ze szczęścia, chyba wyzdrowieje - zaśmiał się - ja tu poczekam. Zaraz napiszę do chłopaków, że Ross się wybudził, a Wy sobie porozmawiajcie.
-Kocham Cię braciszku - przytuliłam go.
-Ja Ciebie też siostrzyczko - uśmiechnął się pod nosem, odwzajemniając uścisk.
    Chwyciłam klamkę i odwróciłam się ostatni raz do bruneta, który siedział już na krzesełku. Uśmiechnął się do mnie promiennie, co dodało mi otuchy. Pchnęłam drzwi i przekroczyłam próg pokoju szpitalnego. Drzwi zaskrzypiały, a Ross odwrócił głowę w moją stronę. Wpatrywał się we mnie, a po chwili na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech.
-Hej - powiedziałam cicho - jak się czujesz? - podeszłam bliżej łóżka.
-Teraz cudownie - uśmiechnął się zniewalająco - siadaj - poklepał miejsce obok siebie.
    Niepewnie zajęłam miejsce, które mi wskazał. Podniosłam głowę i popatrzyłam w oczy blondyna. Wpatrując się w siebie, trwaliśmy w ciszy, która była teraz dosyć niezręczna. Nieznacznie blondyn zaczął się do mnie zbliżać.
-Nie podnoś się - odparłam - lekarz kazał Ci leżeć - wymyśliłam na poczekaniu. Blondyn westchnął i opadł na poduszki - chcesz coś do jedzenia? Cokolwiek?
-Nie, dziękuję.
-Ross - spuściłam głowę - przepraszam.
-Za co mnie przepraszasz? - zdziwił się.
-Za wszystko. Gdybym Ci wtedy wybaczyła, to do niczego by nie doszło i siedzielibyśmy teraz w domu.
-To nie Twoja wina - złapał mnie za dłoń - to ja jestem idiota i Cię zdradziłem. Należy mi się kara.
-Jaka kara? Przestań.
-Mógłby mnie zabić.
-Czy Ty siebie słyszysz? - zdenerwowałam się - nie poradziłabym sobie, żyjąc ze świadomością, że Ciebie już nie ma - z moich oczu popłynęły łzy - nie dałabym sobie bez Ciebie rady.  Popatrzyłam na niego, a on starał kciukiem moje łzy. Odległość między nami szybko malała. Dzieliły nas już teraz tylko milimetry. Po chwili poczułam delikatnie muśnięcie ust i blondyn się odsunął, jakby się bał, że będę na niego zła. Popatrzyłam mu w oczy i tym razem, to ja go pocałowałam. Z zachłannością odwzajemniał pocałunki. Teraz liczyliśmy się tylko my i ta chwila, nie chciałam, żeby się ona kiedykolwiek skończyła.Oderwaliśmy się od siebie i uśmiechnęliśmy.
-Tęskniłem - odparł, przytulając mnie do siebie.
-Ja za Tobą też.
-Kocham Cię, nic nas nie rozdzieli - cmoknął mnie w czoło.
-Nic, a nic - zaśmiałam się.
-Wrócimy do domu i będziemy żyć długo i szczęśliwie z naszym Leo. Może jakieś rodzeństwo dostanie - zaśmiał się.
-Będzie je miał szybciej, niż Ci się to wydaje - widząc, że Ross nie rozumie, położyłam jego dłoń na moim brzuchu - będziesz drugi raz tatą.
-Będę ojcem - zaśmiał się, nie dowierzając we własne słowa.
-Będziemy wujkami? - usłyszałam radosne głosy chłopaków, którzy właśnie wchodzili do pomieszczenia.
-Tak - uśmiechnęłam się.
-No to trzeba to opić - zaśmiał się Mats.
-Ej, ale nie beze mnie. Musicie na mnie poczekać - oburzył się Ell - ja muszę być trzeźwy, bo moja Delly ma niedługo termin. A teraz wybaczcie, ale do niej jadę.
    Słowa Ratliffa nas bardzo rozbawiły, a brunet jak gdyby nigdy nic, pożegnał się z nami i pojechał do domu. Posiedziałam jeszcze chwilę i zaczęłam się zbierać, ponieważ Rydel pilnuje Leo. Pożegnałam się z Rossem i wyszłam z pokoju ze Svenem, który zaproponował, że mnie odwiezie. Po kilku minutach byłam już w domu. Wygoniłam państwa Ratliff, aby spędzili ze sobą czas, a sama zostałam z synkiem w domu.

sobota, 24 października 2015

30. "Could've been mine"

Na korytarz wybiegła pielęgniarka z lekarzem. Ellington wziął przyjaciółkę na ręce. Chłopcy wytłumaczyli doktorowi, co się zdarzyło, a on kiwając głową, jakby spokojniejszy, poprosił, aby brunet z kobietą na rękach, szedł za nim. Zrobili kilka kroków i weszli na salę, w której wcześniej leżał Ross. Piłkarz delikatnie położył brunetkę na łóżku i stanął obok lekarza, który badał dziewczynę. Po chwili wyprosił go na korytarz. Ten początkowo nie chciał się zgodzić, lecz posłusznie wyszedł na korytarz, gdzie siedziała reszta zawodników BVB.

*Ellington*
    Próbowaliśmy się przysłuchać temu, co mówi lekarz do Laury. Niestety z każdą sekundą się oddalali, więc coraz ciężej było nam zrozumieć słowa mężczyzny. Usłyszałem tylko tyle, że Ross będzie operowany. Zrobiło mi się gorąco. Bałem się o niego. Nie minęła minuta, a ujrzałem Laurę, która uderzyła o podłogę. To był moment. Jak jeden mąż pobiegliśmy do niej. Wziąłem ją na ręce i po chwili przybiegł lekarz. Ruszyłem za nim do sali segregacji. Będąc już w pomieszczeniu położyłem brunetkę na łóżku. Lekarz ją badał, ale kazał mi wyjść. Nie chciałem zostawiać jej tutaj samej, ale też nie chciałem opóźniać badań, więc wyszedłem. Kiedy tylko otworzyłem drzwi, wzrok chłopaków został skierowany na moją osobę. Zawalali mnie mnóstwem pytań.
-Wyprosił mnie, a teraz ją bada. Cholera, co jej jest.
-Może wstrząsnęła ją ta wiadomość? - próbował mnie uspokoić Kuba.
    Nie dość, że Ross, to jeszcze Laura. Co się jeszcze stanie? Rydel zacznie rodzić? Dobra, koniec tych myśli. Jeśli Ross z tego nie wyjdzie, to nie wiem co zrobię. Na korytarzu panowała cisza, nikt nic nie mówił. Letarg przerwał Mats.
-To ja może pójdę pod blok operacyjny.
-Pójdę z Tobą - odparł Łukasz - piszcie jak będziecie coś wiedzieć.
-Wy też - odparł.
    Po około trzydziestu minutach wyszedł lekarz i oznajmił, iż można wejść do Laury. Wstaliśmy i ruszyliśmy do sali.

*Laura*
    Otworzyłam oczy i zobaczyłam białe ściany i tego samego koloru sufit. Z przerażeniem, podniosłam się i usiadłam na łóżku. Od razu podszedł do mnie lekarz.
-Widzę, że się pani obudziła - uśmiechnął się.
-Co się dzieje? Pamiętam jak lekarz powiedział, że Ross ma operacje i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Co z Rossem? Muszę tam iść - wstałam i ruszyłam do wyjścia, ale zatrzymał mnie doktor.
-Proszę się położyć. I tak nie mogłaby pani wejść na blok. Jeśli coś będziemy wiedzieć, to pani powiemy. Zrobiliśmy pani badania, wyniki powinny zaraz być.
    Położyłam się na łóżku, a po chwili do sali wszedł Ellington i Kuba. Bałam się o Rossa. Na co ta operacja? Co mu się stało? To wszystko moja wina. Gdybym mu wtedy wybaczyła, to nic by mu nie było. Poczułam łzy na policzkach.
-Ej, mała, nie płacz - przytulił mnie Ratliff - wszystko będzie dobrze.
-Chłopcy pytają, jak się czujesz - głos zabrał Kuba.
-Dobrze.
    Chłopak wstukał coś w telefonie i zaczął nowy temat, aby odwrócić moją uwagę od operacji blondyna. Moje myśli były ciągle przy nim. Nie potrafiłam o niczym innym myśleć. Naszą rozmowę przerwał lekarz, który wszedł do sali.
-Mam wyniki - stanął obok łóżka


Rozdział 30.
Przepraszam że tak długo ale naprawdę mam bardzo mało czasu.
Martwi mnie też to że jest Was coraz mniej. Ledwo 5 komentarzy...
Proszę by każdy kto przeczytał skomentował chociaż tak :":)"
Jest też Nowy wygląd bloga. Co o nim sądzicie?
Do następnego.

sobota, 10 października 2015

29."Blow kiss, fire a gun,all we need is someone to lean on"

Siedziałam w domu. Odkąd Ross wyszedł minęły dwie godziny, a ja nadal płakałam. Jestem beznadziejna. Kocham blondyna, a odrzuciłam jego przeprosiny. Leo smacznie sobie spał. Zasnął jakieś kilka minut temu, więc zeszłam schodami na dół. Chciałabym, aby na kanapie siedział Ross. Tak jak zawsze, usiadłabym obok niego, przytuliłby mnie i pocałował w czoło. Wtuliłabym się w jego ciało i w spokoju obejrzelibyśmy jakiś film. Jestem idiotką. W salonie nikogo nie było, a na stoliku leżał dużych rozmiarów bukiet mocno czerwonych róż. Wiedziałam, że są od blondyna. Podeszłam do nich i podniosłam kwiaty, zaciągając się ich zapachem. Przymknęłam na chwilę oczy. Wyjęłam z szafki flakon i wyszłam do kuchni, aby nalać do niego wody. Wróciłam do poprzedniego pomieszczenia i postawiłam go na stole w jadalni. Wzięłam bukiet do ręki, a kiedy wkładałam go do flakonu, wypadła z niego karteczka. Z ciekawością podniosłam ją i usiadłam na krześle. Z niepewnością rozwinęłam białą karteczkę. Było to pismo Rossa. Zagłębiłam się w tekście.

''Kochanie,
Wiem, że jesteś na mnie zła. Wiem, że mnie nienawidzisz, sam siebie nienawidzę za to co zrobiłem.
Nie wiem co napisać...
Kocham Cię. Kocham Cię najbardziej na świecie. Ty i Leo jesteście dla mnie najważniejsi.
Wiem, że zniszczyłem.
Zrobię wszystko, żebyś mi wybaczyła,
żebyśmy znowu tworzyli rodzinę,
a to, że nie chcesz rozwodu, daje mi nadzieję, że do mnie wrócisz.
Będę czekał ile będzie tylko trzeba.
Zawsze będę Cię kochał.
Tylko Twój ~ Ross.''

    Czytając ten list, płakałam. Nie mogłam opanować łez. Kocham go, ale jeszcze nie teraz. To wszystko były za wcześnie, rany były jeszcze świeże. Napisałam do Rydel, aby wpadła jeśli ma czas. Już po niecałych 10. minutach usłyszałam dzwonek do drzwi, a następnie kroki w korytarzu. Do salonu weszła Deme. Nie pytała, po prostu mnie przytuliła. Siedziałyśmy tak jakiś czas. Zdecydowałam się przerwać tę ciszę.
-Kocham go, a nie potrafię mu wybaczyć.
 Po moich policzkach po raz kolejny płynęły łzy. Starałam się opanować. Wyszłam do kuchni, aby zrobić herbaty i po drodze wzięłam jakieś ciasteczka. Wróciłam na miejsce i tracąc poczucie czasu, nawet nie wiedziałyśmy kiedy było już po północy. Od czasu do czasu bawiłyśmy się z Leo, karmiłyśmy go i zrobiłyśmy sobie kolację. Było tak jak kiedyś. W pewnym momencie poszłyśmy do sypialni, aby przejrzeć albumy ze zdjęciami. Usłyszałam płacz dziecka, więc wyszłam z pomieszczenia, zostawiając przyjaciółkę samą. Delikatnie wzięłam synka na ręce i chodziłam z nim po pokoju, śpiewając mu cicho kołysanki. Po kilku minutach zasnął, więc spokojna, z uśmiechem na ustach włożyłam go ponownie do jego łóżka. Chwilę tak postałam, patrząc na dziecko, a po chwili wróciłam do blondynki i usiadłam na poprzednim miejscu.
-Myślałam, że zasnęłaś razem z małym - zaśmiała się - nie słyszałaś?
-Ale czego?
-No, zdaje mi się, że to Ross krzyczał. Kurde, przepraszam, mogłam Cię zawołać.
    Nadal przeglądałyśmy fotografię i rozmawiałyśmy, ale ja nie potrafiłam się skupić. Moje myśli krążyły wokół Rossa i tego, co mógł krzyczeć. Po jakimś czasie usłyszałam gdzieś w oddali pogotowie i jak na zawołanie zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Ella. Odebrałam, a to co usłyszałam... zmroziło mnie.


-Zostaniesz z Leo? Proszę Cię - rzekłam płaczliwym głosem.

-Co jest?
-Nie denerwuj się, jasne?
-Mów!
-Ale obiecaj.
-Obiecuję, obiecuję.
-Rossa potrącił samochód. Zostań z Leo, proszę.
-Biegnij tam.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też, wysyłaj relacje na bieżąco.
    Zabrałam torebkę i wybiegłam z sypialni. Założyłam buty, a do ręki wzięłam płaszcz i pobiegłam do drogi. Kolana się pode mną uginały, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Ujrzałam Rossa, był blady, a usta miał sine. Poczułam uścisk.
-Zakładaj ten płaszcz - usłyszałam głos Mario.
-Jak to, co z nim. Ell boję się - rozpłakałam się.
    Wyswobodziłam się z uścisku Ratliffa i pobiegłam do sanitariuszy.
-Mogę? Jestem żoną.
    Wsiadłam do karetki, a mężczyźni zajęli się ratowaniem blondyna. Po kilku minutach byliśmy pod szpitalem. Wbiegłam z nimi do środka. Byłam cały czas obok, dopóki nie wjechali na salę segregacji. Nie wpuścili mnie tam. Usiadłam na krzesełkach i czekałam na jakieś wieści. Po jakimś czasie obok mnie znaleźli się przyjaciele Rossa. To wszystko moja wina. Gdybym mu wybaczyła, to do niczego takiego by nie doszło. Jak on tego nie przeżyje, to sobie tego nie wybaczę. Doszłam już do momentu, kiedy nie mogłam sobie wyobrazić istnienia bez niego. Jest dla mnie wszystkim. To on sprawił, że nie załamałam się po kontuzji, która wykluczyła mnie z zawodowej gry w piłkę. Za niektórych ludzi jesteśmy w stanie oddać życie, ponieważ wiemy, że nasze życie bez nich jest do niczego. Boję się o niego. Chłopcy próbowali mnie jakoś pocieszyć, ale sami się okropnie martwili. Po chwili z sali wypadł lekarz, ale się nie odezwał, nie odpowiedział na żadne nasze pytanie. Wrócił z kilkoma innymi specjalistami. Kiedy tylko weszli to wyjechali z Rossem, nadal nic nie mówiąc.
-Doktorze, co z nim? Gdzie go zabieracie? W jakim jest stanie? Co mu dolega? Wyjdzie z tego, prawda? Niech pan powie, że on z tego wyjdzie - zasypałam go pytaniami.
-Jedziemy na salę operacyjną, resztę powiem po operacji.
-Jak operacja? Przeżyje, prawda?
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby z tego wyszedł.
    Zrobiło mi się gorąco i ciemno przed oczami. Słyszałam jakieś głosy, ale żadnych nie zrozumiałam.


***

    Chłopcy siedzieli z Laurana korytarzu i czekali na kogoś, kto wyszedłby z sali i powiedział co z Lynchem. Na ich nieszczęście, żaden stamtąd nie wychodził, co nie wróżyło dobrze. Ellongton i żona blondyna, obarczali siebie winą. Brunet sądził, iż to jego wina, ponieważ wypuścił go pijanego z domu, natomiast brunetka, dlatego, że nie zgodziła się do niego wrócić. Jednak nie była to wina, żadnego z nich.Ross, zrezygnowany wracał chłodnikiem do domu, kiedy pijany kierowca w niego wjechał. Jechał z prędkością 100km/h, stracił panowanie nad pojazdem i wjechał w piłkarza. Wszystko się mogło zdarzyć, ale każdy chciał, aby z tego wyszedł. Wszyscy chcieli usłyszeć, że wszystko z nim dobrze, że jest tylko poobijany, lecz kiedy do pomieszczenia, w którym przebywał blondyn, wbiegło jeszcze więcej lekarzy, ich nadzieję się zmniejszały, ale mimo to, nadal wierzyli, że będzie dobrze.W pewnym momencie drzwi sali się otworzyły, i chyba wszyscy przebywający tam lekarze biegli w nieznane miejsce bliskim osobom Rossowi. Dziewczyna wypytywała mężczyzn, co z jej mężem. Oni odjechali, jak się okazało, na blok operacyjny, ona upadła na podłogę, tracąc przytomność. Przyjaciele, którzy przebywali na korytarzu, jak na zawołanie pobiegli do blondynki, wołając o pomoc. Teraz nie tylko martwią się o stan zdrowia Rossa, ale także Laury.
Rozdział 29!!!
1.Na początku chciałabym przeprosić ze tak długo nic nie dodawalam. Ale mam straszny nawal nauki i ledwo znajduje czas dla siebie. Obiecuję się poprawić :)
Przepraszam za błędy!
2. Byliście na koncercie? :D Ja byłam i muszę stwierdzic,że to było cudowne i opłacało się wydać 600 złotych <3 Jeśli ktoś by chciał relacje to chętnie opowiem na Facebooku: D
3. Dziękuję za nominację do LBA. Postaram się szybko na nie odpowiedzieć.:)
4. Wpadlam na pomysł by zorganizować konkurs. Wzialby ktoś udział?
Notkę na ten temat podalabym później :)
5. Miłego dnia :)


sobota, 19 września 2015

28."Give me one more chance"

Ross
Stałem jak wryty z kilka minut. Dziewczyna wyszła do łazienki, a ja nadal stałem i wpatrywałem się w ścianę. Zbiegłem po schodach i zabierając torbę wybiegłem z domu. Zrobiłem kilka kroków i byłem już na posesji przyjaciela. Wszedłem do domu, trzasnąłem drzwiami i wbiegłem do mojego tymczasowego pokoju. Rzuciłem torbą o ścianę, a sam opadłem na łóżko. Ryczałem. Najzwyczajniej w świecie płakałem. Zniszczyłem wszystko. Przez jeden głupi wybryk straciłem kobietę swojego życia. Powoli dławiłem się łzami. W tamtym momencie chciałem umrzeć. Zasnąć i już nigdy więcej się nie obudzić. Zbiegłem po schodach i wybiegłem na ulicę. Wsiadłem do auta i skierowałem się do pierwszego lepszego baru. Zaparkowałem na parkingu, wysiadłem z pojazdu i ruszyłem w stronę drzwi budynku, a kiedy już byłem w środku, usiadłem przy ladzie i złożyłem zamówienie. Najpierw jeden kieliszek, drugi, trzeci, czwarty i tak dalej. Nie liczyłem już tego. Chciałem zapomnieć o tym wszystkim. Zapomnieć o tym, że wszystko zniszczyłem. Wstałem, aby wyjść z baru, ale kiedy tylko podniosłem się do pozycji siedzącej, to od razu opadłem na krzesło. Oho, coś jest nie tak.
-Jeszcze raz, to samo - powiedziałem.
-Wystarczy już panu - odpowiedział barman.
-Nie słyszy pan, jeszcze raz to samo poprosiłem.
    Barman podkręcił głową i postawił przede mną kieliszek. Podniosłem szklane naczynia i przyłożywszy do ust, przechyliłem. Czując smak alkoholu, lekko się skrzywiłem. Zapłaciłem i skierowałem się do wyjścia. Za oknem było już ciemno. Straciłem poczucie czasu. Chciałem jechać autem, ale wiem, że Laura by mnie zabiła. Niechętnie wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer przyjaciela. Odebrał już po kilku sygnałach.
-Gdzie Ty się szlajasz? Wiesz, która jest godzina?
-Nie, która.
-Ross, nie wkurzaj mnie. Na dodatek jeszcze jesteś pijany.
-Ale ja naprawdę nie wiem, która godzina.
-Jest północ.
-Że co?
-No właśnie. Widziałem jak wyleciałeś. Laura mi wszystko wytłumaczyła. Wiesz jak ona się o Ciebie martwi?
-Martwi się? - uśmiech zagościł na moich ustach - przyjdź po mnie.
    Porozmawiałem jeszcze chwilę i oparłem się o fotel w samochodzie. Już po kilku minutach drzwi otworzyły się, a ja ujrzałem twarz Ellingtona. Dałem mu kluczyki i ruszyliśmy do domu. Wróciłem do domu i jako tako poszedłem do łazienki. Odkręciłem zimną wodę i obmyłem nią twarz. Wyszedłem z domu państwa Ratliff i poszedłem pod balkon domu, w którym jeszcze chwilę temu mieszkałem. Widziałem, że świeci się światło, więc Laura musiała tam być. Stanąłem na środku drogi i zacząłem krzyczeć do Lau.
-Laura! Wiem, że tam jesteś! Kocham Cię, wybacz mi, proszę! Tylko Ciebie kocham!
    Krzyczałem tak z 15. minut, ale nic to nie dało. Chodnikiem ruszyłem do domu.Przejeżdżające auta, dawały mi oświetlenie. Usłyszałem zbliżający się samochód, lecz nic sobie z tego nie robiłem, ponieważ chodziłem po trasie tylko dla pieszych. Odgłos pojazdu był coraz głośniejszy. Usłyszałem coś w stylu 'uważaj' i momentalnie moje ciało przeszedł przeszywający ból.


Na początku chciałabym przeprosić za to,że tak długo nie było rozdziału.Wróciłam do szkoły i już miałam 2 sprawdziany i w przyszłym również 2:/
Wiem,  że nie jest długi,ale zrozumcie mnie choć trochę. Jeszcze parę rozdziałów i koniec.
~Dark

sobota, 5 września 2015

27."Everytime I try to fly I fall without my wings I feel so small I guess I need you baby An' everytime I see you in my dreams I see your face, it's haunting me I guess I need you baby"

  *Ross*
Chodziłem w kółko. Caroline spóźniała się już jakiś czas.
-Hej, to dla mnie?
-Cześć, nie, dla Laury. Chciałbym to szybko załatwić.
-Ja też.
-Kocham Laurę. To ona jest dla mnie najważniejsza. Ona i Leo. Mam żonę i syna. Kocham ich, a z Tobą już nigdy nie będę.
-Jestem w ciąży, będziesz ojcem - rzuciła mi się na szyję. 
Od razu ją odepchnąłem.
-Co Ty gadasz. Nie kłam.
-Nie kłamię - zaśmiała się - myślę, że teraz to już Twoja żona Ci nie wybaczy - odeszła, a ja stałem jak wryty. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Była już 15:00. Mimowolnie się uśmiechnąłem, ponieważ zaraz ujrzę Laurę i Leo. Minęło już dwadzieścia minut, a ich nie ma. Myślałem, że się coś stało. Laura nie odbierała ode mnie telefonów, nie odpisywała na SMS-y. Zniecierpliwiony, a zarazem przestraszony ruszyłem do domu.


Starałem się dotrzeć na miejsce najszybciej jak to jest możliwe. Stając przed drzwiami, nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Wszedłem głębiej i nie zauważyłem nikogo w salonie. Schodami skierowałem się na górę. Zajrzałem do pokoju dziecięcego i ujrzałem w nim Leo. Podszedłem do niego i pocałowałem go w główkę, ponieważ spał. Wyszedłem z pomieszczenia i zobaczyłem zapłakaną brunetkę.

 Podszedłem do niej i przytuliłem ją. Odepchnęła mnie od siebie i zrobiła krok do tyłu. Chciałem spróbować drugi raz, ale kiedy tylko do niej podszedłem, zaczęła się ode mnie oddalać.
-Nie dotykaj mnie.
-Laura, kochanie, powiedz mi, co się stało.
-Jesteś okropnym idiotą Lynch. Uwierzyłam w Twoje słowa, myślałam, że dzisiaj się pogodzimy. Przyszłam kilka minut przed czasem. Widziałam Was. Widziałam jak całujesz się z Caroline. Gratulacje, będziesz ojcem - zrzuciła moją rękę ze swojego ramienia.
-Tylko Ciebie kocham, Ciebie i Leo. To Wy jesteście dla mnie najważniejsze. Uwierz mi, proszę Cię - nie trzymałem już łez, płakałem razem z moją ukochaną - proszę.
-Nie, nie wierzę Ci.
-Tylko Ty się liczysz - zbliżyłem się do niej i wypiłem w jej usta. Położyłem dłonie na jej biodrach i przyciągnąłem do siebie. Dziewczyna położyła dłonie na moich policzkach, a chwilę potem wplotła palce w moje włosy. Oparłem ją o ścianę i próbowałem zmniejszyć odległość pomiędzy nami. Byłem w siódmym niebie, ponieważ matka mojego syna, odwzajemniała pocałunki. Kiedy zabrakło nam już powietrza, oderwaliśmy się od siebie. Oparłem głowę o jej czoło i ciężko oddychałem.
-Kocham Cię - odezwałem się po dłuższej chwili, wpatrywania się w nią.
-Kocham Cię - wyszeptała, a łzy spływały jej po policzkach.
-Nie płacz, proszę. Teraz już wszystko będzie dobrze. Już zawsze będziemy razem.
-Nie - rozpłakała się.
-Ale...
-To był nasz pożegnalny pocałunek.



Tam dam dam!!!
Rozdział 27 :)
Chciałam przypomnieć, że jeszcze kilka rozdziałów i to koniec tego bloga. 
Jednak nie rozstaje się z wami,boooo....
Jak tam 1 tydzień w szkole?
Ja go jakoś przeżyłam ;p
Jeszcze niedługo będzie niespodzianka :D
Aniołek :)




poniedziałek, 31 sierpnia 2015

26."Cause' you've been wandering, I've been waiting And I'm what's missing"

Laura
Obudził mnie dźwięk budzika. Niechętnie wyciągnęłam rękę po telefon, aby wyłączyć dzwoniące urządzenie, którego fonia doprowadzał mnie do białej gorączki. Na wyświetlaczu widniała godzina 11:00. Biorąc pod uwagę, że niewiele spałam, ponieważ Leo przez całą noc nie spał i płakał. Uspokoił się dopiero koło godziny siódmej. Prawie całą noc nosiłam go na rękach, a nawet kilka razy się z nim bawiłam. Kiedy już myślałam, że śpi, zaczynał płakać. Doszło do tego, że już chciałam dzwonić do Rossa i poprosić go o pomoc. Widocznie Leo też był zmęczony, ponieważ odkąd zasnął, nadal spał. Zwlekłam się z łóżka i zabierając po drodze z szafy kilka ubrań, wyszłam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę, a pod prysznicem myślałam, że zasnę. Woda była tak przyjemna, że mogłabym spać. Ubrana oraz delikatnie pomalowana wyszłam z toalety i skierowałam się do pokoju dziecięcego, aby sprawdzić, czy mój synek jeszcze śpi. Cicho uchyliłam drzwi i delikatnie stawiając kolejne kroki, podeszłam do łóżeczka. Mała kopia Rossa, nadal spała. Uśmiechnęłam się pod nosem i przykryłam go szczelniej kołderką. Bezszelestnie wyszłam z pomieszczenia i ruszyłam do kuchni, ponieważ zrobiłam się głodna. Stanęłam przed lodówką i rozglądałam się po jej zaopatrzeniu. Miałam ochotę na coś pikantnego, więc wyjęłam pikantny sos pomidorowy, a następnie nałożyłam na dwie grzanki, które położyłam na talerzu. Zalałam herbatę i biorąc ją oraz śniadanio-obiad zniosłam do salonu. Usiadłam na kanapie i zabrałam się za jedzenie. Po kilku minutach grzanki zniknęły i została herbata. Podkuliłam nogi i wzięłam do ręki kubek, a do drugiej pilot od telewizora. Przerzucałam kanały w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Dobrze, że mieliśmy polskie kanały, więc szybko znalazłam serial 'pamiętniki z wakacji'. Popijając ciepły napój, wgapiałam się w telewizor. Usłyszałam płacz dziecka, więc szybko odkłożyłam kubek na stolik i pobiegłam do pokoju. Wyciągnęłam go z łóżeczka i chwilę ponosiłam na rękach, następnie ubrałam malca i zeszłam z nim na dół. Nakarmiłam go i powoli zaczynałam przygotowywać nas do wyjścia na spacer. O 13:50, zamknęłam dom i pchając powoli wózek, kierowałam się do ogrodu spacerowego. Z blondynem, miałam się spotkać w parku, ponieważ miał wracać z treningu. Po dziesięciu minutach byłam na miejscu. Wchodząc na teren parku zauważyłam Ross w towarzystwie jakiejś brunetki. Wydawało mi się, że była to Caroline. Kobieta coś do niego mówiła. Blondyn stał do mnie odwrócony plecami, więc nie wiem, jaki był jego wyraz twarzy. Byłam już blisko nich.
-Jestem w ciąży, będziesz ojcem.
    Wypowiedziała te słowa, a pode mną ugięły się nogi. Zwieńczeniem tej sytuacji był pocałunek Rossa z Caroline. Odwróciłam się i jak najszybciej starałam się dotrzeć do domu. Jaka ja jestem głupia. Uwierzyłam w jego słowa. Myślałam, że dzisiaj się pogodzimy i będzie tak jak kiedyś. Kiedy znalazłam się w domu, w pierwszej kolejności rozebrałam Leo i położyłam na dywanie, a sama płacząc, usiadłam obok niego, starając się z nim bawić.


    Ross
Z ogromnym uśmiechem na ustach wstałem z łóżku i poszedłem wziąć prysznic. Czuję, że dzisiaj się coś wydarzy. Nie wiem, czy będzie to dobre, czy złe, ale mam nadzieję, że będzie to coś dobrego. Ubrany, stałem już przed lustrem i układałem włosy. Gotowy wróciłem do pokoju gościnnego, który był moją dotychczasową sypialnią. Spakowałem torbę treningową i zszedłem na dół. Wszedłem do kuchni, w której byli domownicy.
-Cześć Wam - uśmiechnąłem się.
-Oho, już się będzie szczerzył - zaśmiał się Ell- jedziemy moim, czy Twoim?
-Twoim, bo ja muszę coś załatwić.
    Wziąłem kanapkę. Zrobiłem kilka gryzów i już jej nie było. Zjadłem jeszcze dwie i popiłem herbatą. Razem z Ellem wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta. Wyjechaliśmy z posesji i skierowaliśmy się na trening. W ośrodku treningowym byliśmy już po kilku minutach. Wyszedłem z samochodu i poszedłem od razu do szatni. Przebrałem się i wyszedłem na murawę. Jakie było moje szczęście, kiedy trener powiedział nam, że dziś wszyscy idą na siłownię. Zajmując rowerek, układałem w myślach dzisiejszą rozmowę z brunetką. Oczywiście miałem w głowie tylko te sytuacje, jak mnie przytuli i pocałuje. Tęsknię za nimi, za nią, za synkiem, a to, że nie żąda rozwodu daje mi nadzieję, że mnie kocha, i że mi wybaczy. Zadowolony końcem zajęć, jak strzała wpadłem pod prysznice. Szybko się odświeżyłem i w podobnym tempie się ubrałem. Poganiałem Ella, co wywołało ogromne śmiechy w szatni. Po chwili już siedzieliśmy w aucie. Koło parku, samochód zatrzymał mój przyjaciel i mogłem wysiąść z pojazdu. Pożegnałem się z Ellem i ruszyłem do pobliskiej kwiaciarni. Będąc na miejscu, poprosiłem o ciemnoczerwone róże. Zapłaciłem za bukiet i wyszedłem z budynku.




Rozdział 26.
Jak wiecie zaczyna się rok szkolny więc
Rozdziały nie będą pojawiać się tak często.
Postaram się dodawać raz na tydzień w weekendy.
Anyway wasz aniołek dodał wczoraj rozdział 1 na drugim blogu :).zapraszam:

sobota, 29 sierpnia 2015

25. "Been down this road before Hit the walk, kick down the door, Let's go"


  Ross
-Brać nosidełko?
-Weź na wszelki wypadek - odezwała się.
    Chciałem ją złapać za rękę. Biłem się w myślach i ostatecznie splotłem nasze palce. Wyjęła swoją dłoń, lecz trzymaliśmy się za najmniejsze palce. Cieszyłem się w duchu, że chociaż tyle. Przywitałem się z ochroną i weszliśmy na trybuny. Zajęliśmy nasze miejsca i rozsiedliśmy się wygodnie na krzesełkach. Zrobiło mi się zimno w dłonie, cóż pogoda nas nie rozpieszczała. Mimo, że świeciło słońce, było kilka stopni na minusie. Moja żona to zauważyła, ponieważ potarła je delikatnie swoją dłonią. Cieszyłem się w duchu jak idiota, ponieważ w tym momencie, to był duży krok.
-Przyniosę Ci ciepłą herbatę, chyba, że chcesz coś innego.
-Nie musisz - uśmiechnąłem się.
-Czyli herbata?
-Dziękuję.
    Dziewczyna odeszła, aby zaopatrzyć się w ciepłe napoje. Do meczu zostało jeszcze pół godziny. Trzymając Leosia na rękach, pokazywałem mu cały stadion i trybuny.

-Twój zmiennik Ross? - usłyszałem głos za sobą.
-Oczywiście - zaśmiałem się - dzień dobry Panie Watze.
-Nie znam się, ale chyba podobny do Ciebie - uśmiechnął się życzliwie - oby talent też odziedziczył.
-Podobno, jest do mnie podobny.
-Nasza szkółka na niego czeka.
-Oczywiście, gdy tylko będzie w odpowiednim wieku, to napiszemy go do szkółki. Laura by mi nie odpuściła.
-A gdzie masz Laurę? - zaczął się rozglądać.
-Poszła po coś ciepłego do picia - odpowiedziałem - o patrz, mamusia idzie - pokazałem malcowi.
    Moja ukochana nie szła sama. Była bowiem w towarzystwie Zorca. Oboje w rękach trzymali po dwa kubki. Kiedy byli już obok nas, przywitałem się z Michałem, a Laura z Watzem. Kiedy mecz się rozpoczął, usiedliśmy na miejscach i patrzyliśmy na poczynania obu drużyn, od czasu do czasu popijaliśmy ciepłą herbatę.
    Po skończonym meczu, w którym Ameryka wygrała z Rosją  2:0, zeszliśmy na murawę, aby pogratulować piłkarzom. Porozmawialiśmy z nimi chwilę, a potem zapakowaliśmy się do auta, a jakiś czas później siedzieliśmy już w domu. Bawiłem się z synkiem na dywanie, kiedy Laura weszła do salonu z dwoma kubkami, jak mniemam były one gorące, ponieważ unosiła się z nich para. Postawiła naczynia z napojem na stoliku i usiadła naprzeciwko mnie. Dzielił nas jakiś metr. Trzymałem na kolanach Leo. Wyciągnąłem telefon, ponieważ miałem nadzieję, że uda mu się przejść chociaż troszkę i będę mógł to uwiecznić.
-No mały, idź do mamusi - mówiłem do Leo, który stał i trzymał się moich dłoni.
-Chodź tu szkrabie - wyciągnęła ręce do niego.
    Nasz synek puścił moje dłonie i niezdarnymi kroczkami ruszył do Laury. Brunetka złapała go zanim upadł i przytuliła.
-Brawo Leo. Twoje pierwsze kroczki.
    Ogromnie się cieszyliśmy. Wysłałem nagranie do przyjaciół i rodziny. Moja cudowna kobieta podała mi synka, a ja włożyłem go do kojca. Podszedłem do mojej ukochanej i przytuliłem ją, a następnie podniosłem i zakręciłem się z nią, wokół własnej osi. Z ust dziewczyny wydobył się jej melodyjny śmiech. Śmiejąc się, postawiłem ją na ziemię i staliśmy jakiś czas przytuleni do siebie.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też - odpowiedziała cichutko.
-Co z nami będzie? Kocham tylko Ciebie. Ty i Leo jesteście dla mnie najważniejsi. Kocham Was. Proszę wybacz mi.
-Ross, to nie jest proste. Mimo, że chcę, to nie potrafię. To nadal boli - spuściła głowę.
-Przepraszam. Spotkamy się jutro? Pójdziemy z Leo na spacer. O 14:00?
-Dobrze - zgodziła się.
    Chwilę jeszcze posiedziałem z moją rodzinką i poszedłem pochwalić się Ellowi. Już jutro spotkam się z Lau. Mam nadzieję, że mi wybaczy i znowu będziemy jedną rodziną. Jesteśmy umówieni na 14:00, a trzydzieści minut przed spotkaniem z idealną kobietą, muszę załatwić pewną sprawę.


Rozdział 25 :)
Postanowiłam, że założę drugiego bloga. I teraz pytanie do Was będziecie to czytać? :)
Rozdział 26 niedługo ;)

środa, 26 sierpnia 2015

24."All the posers that hover around you Dropping names and cash like the who's who"

Laura
 Od dwóch tygodni mieszkamy z Rossem osobno. Cholernie za nim tęsknię. Tęsknię za  jego pocałunkami, dotykiem. Tęsknię za nim całym. Odwiedza Leo. Codziennie przychodzi po treningu, zdarza się też, że jest przed. Dzisiaj Ross zabiera Leo na mecz. Może się nim zająć, ponieważ musi pauzować przez żółte kartki, które dostał w meczach ligowym. Była godzina 13:30 i właśnie kończyłam robić sałatkę.
-Cześć piękna - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się szybko ze strachem wymalowanym na twarzy. Przestraszył mnie.
-Co jest? Stało się coś? - zapytał zmartwiony.
-Nie, po prostu mnie przestraszyłeś.
-Przepraszam - powiedział ze skruchą.
-Nic nie szkodzi.
-Gdzie Leo?
-W salonie, w kojcu się bawi. Zjesz?
-Twoją sałatkę? Zawsze - uśmiechnął się tak, że zmiękły mi nogi.
    Wyszedł do salonu, a ja oparłam się o blat kuchenny. Ross działa na mnie, tak, że nie da się tego wyjaśnić. Jego uśmiech sprawia, że miękną mi nogi, a jego wzrok doprowadza mnie do szybszego bicia serca. Jego głos, potrafi mnie uspokoić nawet w najbardziej stresowych sytuacjach. Kocham go. Szalenie go kocham. Usłyszałam kroki, które było coraz bardziej słychać, co oznaczało, że blondyn kierował się do pomieszczenia, w którym przebywałam. Potrząsnęłam głową i przełożyłam sałatkę do szklanej miski. Poczułam dłonie, które były mi bardzo dobrze znane, na biodrach. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Mimo, że nie chciałam, momentalnie się od niego oderwałam.
-Nałożyć Ci, czy sam sobie poradzisz? - zapytałam - pójdę przygotować Leo.
    Szybko skierowałam się do salonu, w którym przebywał malec. Wzięłam go na ręce i usiadłam z nim na kanapie.


   Ross
 Dzisiaj miałem zabrać moje Skarby na mecz. Zadowolony wszedłem do kuchni, w której była Laura. Położyłem dłonie na jej biodrach i przyciągnąłem do siebie, przytulając ją. Odepchnęła mnie i wyszła z pomieszczenia. Jak zawsze musiałem wszystko zniszczyć. Gdybym nie zdradził Laury, teraz siedzielibyśmy wszyscy razem. Miałbym ją dla siebie. Mógłbym ją pocałować, przytulić, mógłbym wszystko... a teraz? Szkoda mówić. Jestem okropny. Obiecywałem, że nigdy jej nie skrzywdzę, a zdradziłem ją z byłą dziewczyną. Oczy zaczęły mnie piec, a po policzku spłynęła łza. Tak, łza. Straciłem moją małą rodzinkę. Wyszedłem na korytarz i zauważyłem, że Lau ubiera Leo, po czym gotowego wkłada go do nosidełka. Zastanawiałem się, czy branie takiego malca na mecz jest dobrym pomysłem, w końcu będzie bardzo głośno.
-Proszę - podała mi synka - miłej zabawy.
-A Ty nie jedziesz? - zdziwiłem się, lecz nic nie odpowiedziała - proszę Cię, jedź. Pojedziemy gdzieś razem, tak rodzinnie - westchnąłem - proszę. Leo też chce, żebyś pojechała, prawda? - zaśmiałem się do małego, co odwzajemnił.
-Macie mało czasu...
-Poczekamy.
-No dobrze - westchnęła i uciekła schodami na górę. Po chwili zbiegła z torebką w dłoni. Ubrała buty, pomogłem jej założyć płaszcz i wyszliśmy z domu.

    Brunetka zamknęła drzwi na klucz i chciała otworzyć drzwi od auta. Wyprzedziłem ją i zrobiłem to za nią. Kiedy wsiadła, zamknąłem je i udałem się na miejsce kierowcy. Odpaliłem pojazd i ruszyłem w kierunku Signal Iduna Park. Po kilku minutach, dojechaliśmy na miejsce. Mieliśmy ogromne szczęście, ponieważ ominęliśmy korki. Zaparkowałem na swoim stałym miejscu i wysiadłem, aby ponownie otworzyć drzwi mojej lubej, następnie wyjąłem ostrożnie synka i zamknąłem samochód.
Kocham ich. <3 


Rozdział 24.
Nigdy nie sądziłam,że aż tyle
Napiszę. Myślałam,że skończę po 3.
Ale chcę wam bardzo podziękować za 23 komentarze. Nowy rekord! :D.
Mam nadzieję,że nie jest aż tak beznadziejny.
Ale za niedługo ten blog się skończy.
A drugiego bloga chyba nie założę. :D
Obserwujcie tego bloga i polecajcie blogi w zakładce spam i zadawajcie pytania w zakładce pytania :)
Jak możecie wspomnijcie o mnie gdzieś :)
Warto poczytać tego bloga :D Opowiadanie
Kocham <3


niedziela, 23 sierpnia 2015

23."Seconds hours so many days You know what you want but how long can you wait"

*Laura*
Popatrzyłam na jedno z naszych zdjęć - idź do domu odpocząć - uśmiechnęłam się.
-Nie, zostanę z Tobą.
-Proszę Cię, musisz odpoczywać, już niedługo masz termin.
-Laura.
-Rydel.
-No dobra - odparła zrezygnowana.
    Odprowadziłam ją do drzwi wyjściowych i pożegnałyśmy się. Wyjęłam z kojca Leo i ruszyłam do poprzedniego pomieszczenia. Na podłodze w sypialni położyłam kocyk pluszaka z zabawkami. Ułożyłam synka na przytulance i położyłam się obok niego, na podłodze. Chwilę się z nim pobawiłam i wstałam, zostawiając na nim małego. Z szafy wyjęłam walizkę i otworzyłam ją. Niechętnie, ze łzami w oczach pakowałam ciuchy blondyna. Wzięłam kartkę papieru i niebieski długopis. Nawet nie zastanawiałam się co na niej napisać, słowa wychodziły ze mnie same. Przeczytałam jeszcze raz wszystko i włożyłam do koperty, na której napisałam imię ukochanego. Wzięłam synka do salonu, gdzie włożyłam go do kojca. Wróciłam do salonu po walizkę i zniosłam ją do holu. Wzięłam na ręce Leosia i wyszłam do kuchni, aby go nakarmić. Z szafki wyjęłam słoiczek z zupką. Posadziłam go na kolanach i zabrałam się za karmienie małego.
-No proszę, kochanie, zjedz jeszcze - błagam Leo.
    Poczułam dotyk na ramieniu. Momentalnie się odwróciłam i ujrzałam blondyna.

*Ross*
    Obudziłem się w salonie. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Wstałem z kanapy i ruszyłem do kuchni po jakieś tabletki na ból głowy. Otworzyłem szafkę i chwyciłem opakowanie tabletek. Wziąłem jedną i popiłem wodą. Odstawiłem resztę na swoje miejsce i ruszyłem do łazienki. Wziąłem zimny prysznic i wytarłem swoje ciało. Z ręcznikiem okręconym wokół pasa ruszyłem do sypialni, gdzie założyłem bokserki, spodnie i jakąś koszulkę. Do ręki wziąłem album ze zdjęciami i usiadłem z nimi na łóżku. Zerknąłem jeszcze na telefon, aby zobaczyć, która godzina. Na wyświetlaczu widniała godzina 8:20, więc do treningu miałem trochę czasu. Przeglądając kolejne fotografie coraz bardziej brzydziłem się tego, co zrobiłem Laurze. Mojej małej brunetce,za którą oddam własne życie. Łzy płynęły mi po policzkach. Chcę ją mieć przy sobie. Móc całować kiedy chcę, skradać niewinne buziaki i przytulać. Laura i Leo są dla mnie całym światem. Koło godziny 10:00 usłyszałem kroki. Miałem nadzieję, że to moja żona, ale był to Ell.
-Stary, coś Ty zrobił.
-Nic nie mów, nienawidzę siebie za to.
-Ross, widzę jak cierpicie. Chcę być na Ciebie wściekły za to, co zrobiłeś, ale nie potrafię. Jesteś dla mnie jak brat. Walcz o nią - położył rękę na moim ramieniu - zbieraj się na trening. Mamy piętnaście minut na dojazd.
    Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do mojego auta. W głowie miałem tylko Laurę i Leo. Nie myślałem o niczym innym. Na treningu nie mogłem się skupić. Trener to zauważył i opowiedziałem mu wszystko. Jestem dla mnie jak ojciec. Taki mój drugi tata. Kazał mi jechać do domu i ratować rodzinę. Nie krytykował, po prostu zwolnił mnie z treningu. Pobiegłem do szatni, wziąłem prysznic i gotowy wybiegłem na parking. Wsiadłem do samochodu i czym prędzej ruszyłem do domu. Będąc już na miejscu skierowałem się do mieszkania, a otwarte drzwi dały mi nadzieję, że w środku będzie moja ukochana. Moje modlitwy zostały wysłuchane. W kuchni zastałem moje skarby. Laura karmiła naszego szkraba. Chwilę na nich patrzyłem i podszedłem do niej.
-No proszę, kochanie, zjedz jeszcze.
    Położyłem rękę na ramieniu, a ona od razu się odwróciła.
-Kochanie...
    Momentalnie wstała i z Leosiem na rękach wyszła do salonu. Usiadła z nim na podłodze i położyła go na leżance. Usiadła obok niego i zaczęła się z nim bawić. Zająłem miejsce obok kobiety i dopiero wtedy zobaczyłem walizkę.
-Proszę, nie wyprowadzaj się. Laura, kocham Cię.
-Nie wyprowadzam się - odetchnąłem z ulgą - w walizce są Twoje rzeczy.

    Widziałem jak ociera łzy z policzka.

-Nie płacz, proszę, skarbie. Porozmawiajmy, zacznijmy wszystko od nowa. Kocham tylko Ciebie.
-Możesz się widywać z Leo, kiedy chcesz.
-Proszę Cię, kochanie.
-Ross - wstała - myślisz, że to dla mnie takie łatwe? Chcę, żebyś był ciągle blisko mnie. Ale to co się stało... Już się nie odstanie.
-Kocham Cię - podszedłem do niej i popatrzyłem jej w oczy.
-Ja Ciebie też - cichutko powiedziała.
    Musnąłem jej usta. Odwzajemniła pocałunek, więc starałem się go pogłębić. Całowałem ją z 
zachłannością.
-Mówią, że jeśli kogoś kochasz, to pozwól mu odejść, ale ja będę walczył o Ciebie, o Was, bo Was kocham. Jesteście dla mnie wszystkim - po raz kolejny ją pocałowałem.
    Zabrałem walizkę i ruszyłem do domu obok.


Rozdział 23.
Na początku dziękuję za te 20 komentarzy 
To niesamowite uczucie widzieć 
Tyle czytelników tych
Marnych wypocin ^^
Coraz bardziej mnie zaskakujecie.Gdyby
Nie Wy ten blog by nie istniał ;*
Przepraszam za błędy!
Next! Kiedy next? 
Jeszcze nie wiem :D
Blogi, które według mnie powinny być
Odwiedzone przez każdego ^^
Ani :)
Abi
Jeśli chcecie piszcie blogi to je dodam 
Pod następnym rozdziałem :)
Kocham <3
  

piątek, 21 sierpnia 2015

22."But when your so-called friends turn away The shadow crosses over your face"

           "But when your so-called friends turn away
The shadow crosses over your face"
            "Ale kiedy twoi tak zwani przyjaciele odwracają się 
Cień krzyży na twarzy " -R5 "What's you're missing"




*Lau*
Siedziałam w salonie z Delly. Ell wyszedł dziesięć minut temu. Boję się, co mogło się stać. Tak bardzo kocham Rossa. To przy nim wreszcie poczułam się naprawdę szczęśliwa. Ale to co zrobił... Tego nie da się szybko wybaczyć, o ile w ogóle da się wybaczyć zdradę. Początek związku jest niczym czysty zeszyt. Zapisujemy puste kartki, lecz zwykły ruch i przewrócenie kubka z kawą zabrudzi ten cudowny zeszyt. Mimo Twoich usilnych starań nie da się wyczyścić tej plamy. Bierzesz wtedy kolejny zeszyt, lecz on już nie będzie taki sam, będzie po prostu innym.
    Chrzęst klamki i odgłos otwieranych drzwi doszedł do moich uszu. Po chwili w salonie stanął Ell i zajął miejsce pomiędzy mną, a przyszłą panią Ratliff. Objął nas i przytulił do siebie. Muszę znaleźć sobie mieszkanie, ponieważ nie mam zamiaru wracać do domu, w którym mieszka Ross. Myślałam na początku, aby spakować blondyna i wystawić mu walizki za drzwi. Może to i dobry pomysł. Jeszcze nie wiem. Z zamysłu wyrwał mnie głos Rydel.
-Pójdę Wam przygotować pokój - uśmiechnęła się pocieszająco.
-Nie - zaprzeczyłam - siedź.
-Ale...
-Wynajmę coś.
-Zapomnij - odezwał się Ratliff- zostajesz tutaj.
-O której macie jutro trening?
-Na 10:00, a co?
-Nie nic, tak pytam... Dopilnujesz, żeby Ross na nim był?
-Tak.
-Dziękuję, to ja pójdę do małego, a potem spać.
    Pocałowałam państwo Ratliff w policzek i schodami ruszyłam do pokoju gościnnego. Leo leżał w pokoiku, który miał należeć do pociechy pary. Wyjęłam go z łóżeczka, zabrałam nosidełko i wyszłam z pomieszczenia. Położyłam się do łóżka, a synka położyłam obok. Chwilę na niego patrzyłam, a potem zmorzył mnie sen.

*następnego dnia*
    Już od dwóch godzin byłam na nogach. Zrobiłam domownikom śniadanie i czekałam na godzinę 10:00. Ellington schodził ze schodów z torbą treningową na ramieniu.
-Lecę, będę koło 16:00.
    Pocałował swoją narzeczoną, a mi dał buziaka w policzek. Założył buty oraz kurtkę i już go nie było. Poszłam do kuchni, gdzie nastawiłam wodę na herbatę i wyjęłam dwa kubki z szafki. Położyłam je na stole i wrzuciłam do nich torebkę herbaty owocowej. Kiedy czajnik elektryczny oznajmił, że woda jest już zagotowana, nalałam do kubków wodę i odstawiłam na bok, aby się zaparzyły. Moja przyjaciółka już siedziała na krześle.
-Głupio mi, bo zamiast ja Ci zrobić herbatę, to Ty robisz mi.
-No przestań - posłałam delikatny uśmiech i postawiłam przed nią kubek, nad którym unosiła się para.
-To pijemy i idziemy?
-Tak - westchnęłam.
    Wpatrywałam się w parę, która unosiła się nad kubkiem. Byłam trochę niewyspana, ponieważ obudziłam się w nocy i nie potrafiłam zasnąć. Przepłakałam pół nocy i zmęczona łzami zasnęłam nad ranem. Upiłam trochę herbaty i nadal wpatrywałam się we wcześniejszą rzecz. Po kilku minutach obie w ciszy opróżniłyśmy zawartość ceramicznego naczynia. Ubrałam Leo i włożyłam go do nosidełka, a następnie sama założyłam buty oraz płaszcz. Rydel wzięła do ręki moją torebkę i wyszłyśmy z domu. Zrobiłyśmy kilka kroków i weszłyśmy na posesję dobrze znanego mi mieszkania. Wyjęłam klucz z torby, włożyłam do zamka w drzwiach i przekręciłam. Nacisnęłam klamkę i wpuściłam przyjaciółkę do środka. Położyłam nosidełko w salonie, wyjęłam synka i rozebrałam go z kurteczki i bucików.
-No chodź tu Skarbie.
    Włożyłam go do kojca, kucnęłam przy nim i robiłam głupie miny do Leo. Po chwili wstałam i zdjęłam wierzchnie ubrania. Dopiero teraz zauważyłam butelki po alkoholu, które leżały na stoliku. Westchnęłam i je wysprzątałam. Zdałam sobie sprawę, że jeśli sam je opróżnił, to musiał się upić i to okropnie. Byłam jeszcze bardziej na niego zła. W kuchni zastałam ciężarną przyjaciółkę, która wpatrywała się w blat kuchenny.
-Ej, co jest? - dotknęłam jej ramienia.
-Nic, zamyśliłam się - posłała mi delikatny uśmiech - to idziemy?
    Skinęłam jedynie głową, co miało oznaczać 'tak' i ruszyłam schodami do góry. Otworzyłam drzwi do sypialni i weszłam do pomieszczenia. Na łóżku leżały albumy ze zdjęciami, na których byliśmy całą naszą rodzinką. Oczy zaczęły mnie piec, a w kącikach zbierały się łzy, które po chwili spływały po moich policzkach. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłonie. Dosiadła się do mnie brunetka i przytuliła mnie.
-Ja tak nie potrafię, nie potrafię spakować jego rzeczy i wystawić walizki za drzwi.


Rozdział 22.
Na wstępie chciałam wam bardzo podziękować za ponad 10000 wyświetleń. Nigdy nie sądziłam, że aż dojdzie do tej liczby. Dziękuję też za 17 komentarzy.
Jesteście najlepsi <3
 Nowy rekord. Dacie radę go pobić. 
Byłoby świetnie. :)
Rozdział dodaje dzisiaj,a nie w sobotę 
Ze względu na te komentarze i wyświetlenia.
Wszystkie wasze komentarze są bardzo
Motywujące do pisania kolejnego rozdziału,
Który się mi pisze z uśmiechem. :)
Zaskoczcie mnie i pod tym rozdziałem.(możecie pisać z anonima :D w sumie olałabym tutaj 
niż na facebooku, bo mogłabym zobaczyć ile was jest :) )
Jeśli podoba się wam mój blog obserwujcie. :) 
Dodałam też zakładkę SPAM. Możecie tam polecić swoje blogi, bo nie ma co czytać:D Jak i zakładka Pytania. :)
Macie jeszcze pomysły na zakładki?
Piszcie.
Przepraszam za błędy.
Rozdział 23 w niedzielę lub w sobotę. :)
już kończę, bo notka będzie dłuższa od rozdziału :P
Kocham <3
~angel~