sobota, 24 października 2015

30. "Could've been mine"

Na korytarz wybiegła pielęgniarka z lekarzem. Ellington wziął przyjaciółkę na ręce. Chłopcy wytłumaczyli doktorowi, co się zdarzyło, a on kiwając głową, jakby spokojniejszy, poprosił, aby brunet z kobietą na rękach, szedł za nim. Zrobili kilka kroków i weszli na salę, w której wcześniej leżał Ross. Piłkarz delikatnie położył brunetkę na łóżku i stanął obok lekarza, który badał dziewczynę. Po chwili wyprosił go na korytarz. Ten początkowo nie chciał się zgodzić, lecz posłusznie wyszedł na korytarz, gdzie siedziała reszta zawodników BVB.

*Ellington*
    Próbowaliśmy się przysłuchać temu, co mówi lekarz do Laury. Niestety z każdą sekundą się oddalali, więc coraz ciężej było nam zrozumieć słowa mężczyzny. Usłyszałem tylko tyle, że Ross będzie operowany. Zrobiło mi się gorąco. Bałem się o niego. Nie minęła minuta, a ujrzałem Laurę, która uderzyła o podłogę. To był moment. Jak jeden mąż pobiegliśmy do niej. Wziąłem ją na ręce i po chwili przybiegł lekarz. Ruszyłem za nim do sali segregacji. Będąc już w pomieszczeniu położyłem brunetkę na łóżku. Lekarz ją badał, ale kazał mi wyjść. Nie chciałem zostawiać jej tutaj samej, ale też nie chciałem opóźniać badań, więc wyszedłem. Kiedy tylko otworzyłem drzwi, wzrok chłopaków został skierowany na moją osobę. Zawalali mnie mnóstwem pytań.
-Wyprosił mnie, a teraz ją bada. Cholera, co jej jest.
-Może wstrząsnęła ją ta wiadomość? - próbował mnie uspokoić Kuba.
    Nie dość, że Ross, to jeszcze Laura. Co się jeszcze stanie? Rydel zacznie rodzić? Dobra, koniec tych myśli. Jeśli Ross z tego nie wyjdzie, to nie wiem co zrobię. Na korytarzu panowała cisza, nikt nic nie mówił. Letarg przerwał Mats.
-To ja może pójdę pod blok operacyjny.
-Pójdę z Tobą - odparł Łukasz - piszcie jak będziecie coś wiedzieć.
-Wy też - odparł.
    Po około trzydziestu minutach wyszedł lekarz i oznajmił, iż można wejść do Laury. Wstaliśmy i ruszyliśmy do sali.

*Laura*
    Otworzyłam oczy i zobaczyłam białe ściany i tego samego koloru sufit. Z przerażeniem, podniosłam się i usiadłam na łóżku. Od razu podszedł do mnie lekarz.
-Widzę, że się pani obudziła - uśmiechnął się.
-Co się dzieje? Pamiętam jak lekarz powiedział, że Ross ma operacje i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Co z Rossem? Muszę tam iść - wstałam i ruszyłam do wyjścia, ale zatrzymał mnie doktor.
-Proszę się położyć. I tak nie mogłaby pani wejść na blok. Jeśli coś będziemy wiedzieć, to pani powiemy. Zrobiliśmy pani badania, wyniki powinny zaraz być.
    Położyłam się na łóżku, a po chwili do sali wszedł Ellington i Kuba. Bałam się o Rossa. Na co ta operacja? Co mu się stało? To wszystko moja wina. Gdybym mu wtedy wybaczyła, to nic by mu nie było. Poczułam łzy na policzkach.
-Ej, mała, nie płacz - przytulił mnie Ratliff - wszystko będzie dobrze.
-Chłopcy pytają, jak się czujesz - głos zabrał Kuba.
-Dobrze.
    Chłopak wstukał coś w telefonie i zaczął nowy temat, aby odwrócić moją uwagę od operacji blondyna. Moje myśli były ciągle przy nim. Nie potrafiłam o niczym innym myśleć. Naszą rozmowę przerwał lekarz, który wszedł do sali.
-Mam wyniki - stanął obok łóżka


Rozdział 30.
Przepraszam że tak długo ale naprawdę mam bardzo mało czasu.
Martwi mnie też to że jest Was coraz mniej. Ledwo 5 komentarzy...
Proszę by każdy kto przeczytał skomentował chociaż tak :":)"
Jest też Nowy wygląd bloga. Co o nim sądzicie?
Do następnego.

sobota, 10 października 2015

29."Blow kiss, fire a gun,all we need is someone to lean on"

Siedziałam w domu. Odkąd Ross wyszedł minęły dwie godziny, a ja nadal płakałam. Jestem beznadziejna. Kocham blondyna, a odrzuciłam jego przeprosiny. Leo smacznie sobie spał. Zasnął jakieś kilka minut temu, więc zeszłam schodami na dół. Chciałabym, aby na kanapie siedział Ross. Tak jak zawsze, usiadłabym obok niego, przytuliłby mnie i pocałował w czoło. Wtuliłabym się w jego ciało i w spokoju obejrzelibyśmy jakiś film. Jestem idiotką. W salonie nikogo nie było, a na stoliku leżał dużych rozmiarów bukiet mocno czerwonych róż. Wiedziałam, że są od blondyna. Podeszłam do nich i podniosłam kwiaty, zaciągając się ich zapachem. Przymknęłam na chwilę oczy. Wyjęłam z szafki flakon i wyszłam do kuchni, aby nalać do niego wody. Wróciłam do poprzedniego pomieszczenia i postawiłam go na stole w jadalni. Wzięłam bukiet do ręki, a kiedy wkładałam go do flakonu, wypadła z niego karteczka. Z ciekawością podniosłam ją i usiadłam na krześle. Z niepewnością rozwinęłam białą karteczkę. Było to pismo Rossa. Zagłębiłam się w tekście.

''Kochanie,
Wiem, że jesteś na mnie zła. Wiem, że mnie nienawidzisz, sam siebie nienawidzę za to co zrobiłem.
Nie wiem co napisać...
Kocham Cię. Kocham Cię najbardziej na świecie. Ty i Leo jesteście dla mnie najważniejsi.
Wiem, że zniszczyłem.
Zrobię wszystko, żebyś mi wybaczyła,
żebyśmy znowu tworzyli rodzinę,
a to, że nie chcesz rozwodu, daje mi nadzieję, że do mnie wrócisz.
Będę czekał ile będzie tylko trzeba.
Zawsze będę Cię kochał.
Tylko Twój ~ Ross.''

    Czytając ten list, płakałam. Nie mogłam opanować łez. Kocham go, ale jeszcze nie teraz. To wszystko były za wcześnie, rany były jeszcze świeże. Napisałam do Rydel, aby wpadła jeśli ma czas. Już po niecałych 10. minutach usłyszałam dzwonek do drzwi, a następnie kroki w korytarzu. Do salonu weszła Deme. Nie pytała, po prostu mnie przytuliła. Siedziałyśmy tak jakiś czas. Zdecydowałam się przerwać tę ciszę.
-Kocham go, a nie potrafię mu wybaczyć.
 Po moich policzkach po raz kolejny płynęły łzy. Starałam się opanować. Wyszłam do kuchni, aby zrobić herbaty i po drodze wzięłam jakieś ciasteczka. Wróciłam na miejsce i tracąc poczucie czasu, nawet nie wiedziałyśmy kiedy było już po północy. Od czasu do czasu bawiłyśmy się z Leo, karmiłyśmy go i zrobiłyśmy sobie kolację. Było tak jak kiedyś. W pewnym momencie poszłyśmy do sypialni, aby przejrzeć albumy ze zdjęciami. Usłyszałam płacz dziecka, więc wyszłam z pomieszczenia, zostawiając przyjaciółkę samą. Delikatnie wzięłam synka na ręce i chodziłam z nim po pokoju, śpiewając mu cicho kołysanki. Po kilku minutach zasnął, więc spokojna, z uśmiechem na ustach włożyłam go ponownie do jego łóżka. Chwilę tak postałam, patrząc na dziecko, a po chwili wróciłam do blondynki i usiadłam na poprzednim miejscu.
-Myślałam, że zasnęłaś razem z małym - zaśmiała się - nie słyszałaś?
-Ale czego?
-No, zdaje mi się, że to Ross krzyczał. Kurde, przepraszam, mogłam Cię zawołać.
    Nadal przeglądałyśmy fotografię i rozmawiałyśmy, ale ja nie potrafiłam się skupić. Moje myśli krążyły wokół Rossa i tego, co mógł krzyczeć. Po jakimś czasie usłyszałam gdzieś w oddali pogotowie i jak na zawołanie zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Ella. Odebrałam, a to co usłyszałam... zmroziło mnie.


-Zostaniesz z Leo? Proszę Cię - rzekłam płaczliwym głosem.

-Co jest?
-Nie denerwuj się, jasne?
-Mów!
-Ale obiecaj.
-Obiecuję, obiecuję.
-Rossa potrącił samochód. Zostań z Leo, proszę.
-Biegnij tam.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też, wysyłaj relacje na bieżąco.
    Zabrałam torebkę i wybiegłam z sypialni. Założyłam buty, a do ręki wzięłam płaszcz i pobiegłam do drogi. Kolana się pode mną uginały, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Ujrzałam Rossa, był blady, a usta miał sine. Poczułam uścisk.
-Zakładaj ten płaszcz - usłyszałam głos Mario.
-Jak to, co z nim. Ell boję się - rozpłakałam się.
    Wyswobodziłam się z uścisku Ratliffa i pobiegłam do sanitariuszy.
-Mogę? Jestem żoną.
    Wsiadłam do karetki, a mężczyźni zajęli się ratowaniem blondyna. Po kilku minutach byliśmy pod szpitalem. Wbiegłam z nimi do środka. Byłam cały czas obok, dopóki nie wjechali na salę segregacji. Nie wpuścili mnie tam. Usiadłam na krzesełkach i czekałam na jakieś wieści. Po jakimś czasie obok mnie znaleźli się przyjaciele Rossa. To wszystko moja wina. Gdybym mu wybaczyła, to do niczego takiego by nie doszło. Jak on tego nie przeżyje, to sobie tego nie wybaczę. Doszłam już do momentu, kiedy nie mogłam sobie wyobrazić istnienia bez niego. Jest dla mnie wszystkim. To on sprawił, że nie załamałam się po kontuzji, która wykluczyła mnie z zawodowej gry w piłkę. Za niektórych ludzi jesteśmy w stanie oddać życie, ponieważ wiemy, że nasze życie bez nich jest do niczego. Boję się o niego. Chłopcy próbowali mnie jakoś pocieszyć, ale sami się okropnie martwili. Po chwili z sali wypadł lekarz, ale się nie odezwał, nie odpowiedział na żadne nasze pytanie. Wrócił z kilkoma innymi specjalistami. Kiedy tylko weszli to wyjechali z Rossem, nadal nic nie mówiąc.
-Doktorze, co z nim? Gdzie go zabieracie? W jakim jest stanie? Co mu dolega? Wyjdzie z tego, prawda? Niech pan powie, że on z tego wyjdzie - zasypałam go pytaniami.
-Jedziemy na salę operacyjną, resztę powiem po operacji.
-Jak operacja? Przeżyje, prawda?
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby z tego wyszedł.
    Zrobiło mi się gorąco i ciemno przed oczami. Słyszałam jakieś głosy, ale żadnych nie zrozumiałam.


***

    Chłopcy siedzieli z Laurana korytarzu i czekali na kogoś, kto wyszedłby z sali i powiedział co z Lynchem. Na ich nieszczęście, żaden stamtąd nie wychodził, co nie wróżyło dobrze. Ellongton i żona blondyna, obarczali siebie winą. Brunet sądził, iż to jego wina, ponieważ wypuścił go pijanego z domu, natomiast brunetka, dlatego, że nie zgodziła się do niego wrócić. Jednak nie była to wina, żadnego z nich.Ross, zrezygnowany wracał chłodnikiem do domu, kiedy pijany kierowca w niego wjechał. Jechał z prędkością 100km/h, stracił panowanie nad pojazdem i wjechał w piłkarza. Wszystko się mogło zdarzyć, ale każdy chciał, aby z tego wyszedł. Wszyscy chcieli usłyszeć, że wszystko z nim dobrze, że jest tylko poobijany, lecz kiedy do pomieszczenia, w którym przebywał blondyn, wbiegło jeszcze więcej lekarzy, ich nadzieję się zmniejszały, ale mimo to, nadal wierzyli, że będzie dobrze.W pewnym momencie drzwi sali się otworzyły, i chyba wszyscy przebywający tam lekarze biegli w nieznane miejsce bliskim osobom Rossowi. Dziewczyna wypytywała mężczyzn, co z jej mężem. Oni odjechali, jak się okazało, na blok operacyjny, ona upadła na podłogę, tracąc przytomność. Przyjaciele, którzy przebywali na korytarzu, jak na zawołanie pobiegli do blondynki, wołając o pomoc. Teraz nie tylko martwią się o stan zdrowia Rossa, ale także Laury.
Rozdział 29!!!
1.Na początku chciałabym przeprosić ze tak długo nic nie dodawalam. Ale mam straszny nawal nauki i ledwo znajduje czas dla siebie. Obiecuję się poprawić :)
Przepraszam za błędy!
2. Byliście na koncercie? :D Ja byłam i muszę stwierdzic,że to było cudowne i opłacało się wydać 600 złotych <3 Jeśli ktoś by chciał relacje to chętnie opowiem na Facebooku: D
3. Dziękuję za nominację do LBA. Postaram się szybko na nie odpowiedzieć.:)
4. Wpadlam na pomysł by zorganizować konkurs. Wzialby ktoś udział?
Notkę na ten temat podalabym później :)
5. Miłego dnia :)