sobota, 19 września 2015

28."Give me one more chance"

Ross
Stałem jak wryty z kilka minut. Dziewczyna wyszła do łazienki, a ja nadal stałem i wpatrywałem się w ścianę. Zbiegłem po schodach i zabierając torbę wybiegłem z domu. Zrobiłem kilka kroków i byłem już na posesji przyjaciela. Wszedłem do domu, trzasnąłem drzwiami i wbiegłem do mojego tymczasowego pokoju. Rzuciłem torbą o ścianę, a sam opadłem na łóżko. Ryczałem. Najzwyczajniej w świecie płakałem. Zniszczyłem wszystko. Przez jeden głupi wybryk straciłem kobietę swojego życia. Powoli dławiłem się łzami. W tamtym momencie chciałem umrzeć. Zasnąć i już nigdy więcej się nie obudzić. Zbiegłem po schodach i wybiegłem na ulicę. Wsiadłem do auta i skierowałem się do pierwszego lepszego baru. Zaparkowałem na parkingu, wysiadłem z pojazdu i ruszyłem w stronę drzwi budynku, a kiedy już byłem w środku, usiadłem przy ladzie i złożyłem zamówienie. Najpierw jeden kieliszek, drugi, trzeci, czwarty i tak dalej. Nie liczyłem już tego. Chciałem zapomnieć o tym wszystkim. Zapomnieć o tym, że wszystko zniszczyłem. Wstałem, aby wyjść z baru, ale kiedy tylko podniosłem się do pozycji siedzącej, to od razu opadłem na krzesło. Oho, coś jest nie tak.
-Jeszcze raz, to samo - powiedziałem.
-Wystarczy już panu - odpowiedział barman.
-Nie słyszy pan, jeszcze raz to samo poprosiłem.
    Barman podkręcił głową i postawił przede mną kieliszek. Podniosłem szklane naczynia i przyłożywszy do ust, przechyliłem. Czując smak alkoholu, lekko się skrzywiłem. Zapłaciłem i skierowałem się do wyjścia. Za oknem było już ciemno. Straciłem poczucie czasu. Chciałem jechać autem, ale wiem, że Laura by mnie zabiła. Niechętnie wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer przyjaciela. Odebrał już po kilku sygnałach.
-Gdzie Ty się szlajasz? Wiesz, która jest godzina?
-Nie, która.
-Ross, nie wkurzaj mnie. Na dodatek jeszcze jesteś pijany.
-Ale ja naprawdę nie wiem, która godzina.
-Jest północ.
-Że co?
-No właśnie. Widziałem jak wyleciałeś. Laura mi wszystko wytłumaczyła. Wiesz jak ona się o Ciebie martwi?
-Martwi się? - uśmiech zagościł na moich ustach - przyjdź po mnie.
    Porozmawiałem jeszcze chwilę i oparłem się o fotel w samochodzie. Już po kilku minutach drzwi otworzyły się, a ja ujrzałem twarz Ellingtona. Dałem mu kluczyki i ruszyliśmy do domu. Wróciłem do domu i jako tako poszedłem do łazienki. Odkręciłem zimną wodę i obmyłem nią twarz. Wyszedłem z domu państwa Ratliff i poszedłem pod balkon domu, w którym jeszcze chwilę temu mieszkałem. Widziałem, że świeci się światło, więc Laura musiała tam być. Stanąłem na środku drogi i zacząłem krzyczeć do Lau.
-Laura! Wiem, że tam jesteś! Kocham Cię, wybacz mi, proszę! Tylko Ciebie kocham!
    Krzyczałem tak z 15. minut, ale nic to nie dało. Chodnikiem ruszyłem do domu.Przejeżdżające auta, dawały mi oświetlenie. Usłyszałem zbliżający się samochód, lecz nic sobie z tego nie robiłem, ponieważ chodziłem po trasie tylko dla pieszych. Odgłos pojazdu był coraz głośniejszy. Usłyszałem coś w stylu 'uważaj' i momentalnie moje ciało przeszedł przeszywający ból.


Na początku chciałabym przeprosić za to,że tak długo nie było rozdziału.Wróciłam do szkoły i już miałam 2 sprawdziany i w przyszłym również 2:/
Wiem,  że nie jest długi,ale zrozumcie mnie choć trochę. Jeszcze parę rozdziałów i koniec.
~Dark

sobota, 5 września 2015

27."Everytime I try to fly I fall without my wings I feel so small I guess I need you baby An' everytime I see you in my dreams I see your face, it's haunting me I guess I need you baby"

  *Ross*
Chodziłem w kółko. Caroline spóźniała się już jakiś czas.
-Hej, to dla mnie?
-Cześć, nie, dla Laury. Chciałbym to szybko załatwić.
-Ja też.
-Kocham Laurę. To ona jest dla mnie najważniejsza. Ona i Leo. Mam żonę i syna. Kocham ich, a z Tobą już nigdy nie będę.
-Jestem w ciąży, będziesz ojcem - rzuciła mi się na szyję. 
Od razu ją odepchnąłem.
-Co Ty gadasz. Nie kłam.
-Nie kłamię - zaśmiała się - myślę, że teraz to już Twoja żona Ci nie wybaczy - odeszła, a ja stałem jak wryty. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Była już 15:00. Mimowolnie się uśmiechnąłem, ponieważ zaraz ujrzę Laurę i Leo. Minęło już dwadzieścia minut, a ich nie ma. Myślałem, że się coś stało. Laura nie odbierała ode mnie telefonów, nie odpisywała na SMS-y. Zniecierpliwiony, a zarazem przestraszony ruszyłem do domu.


Starałem się dotrzeć na miejsce najszybciej jak to jest możliwe. Stając przed drzwiami, nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Wszedłem głębiej i nie zauważyłem nikogo w salonie. Schodami skierowałem się na górę. Zajrzałem do pokoju dziecięcego i ujrzałem w nim Leo. Podszedłem do niego i pocałowałem go w główkę, ponieważ spał. Wyszedłem z pomieszczenia i zobaczyłem zapłakaną brunetkę.

 Podszedłem do niej i przytuliłem ją. Odepchnęła mnie od siebie i zrobiła krok do tyłu. Chciałem spróbować drugi raz, ale kiedy tylko do niej podszedłem, zaczęła się ode mnie oddalać.
-Nie dotykaj mnie.
-Laura, kochanie, powiedz mi, co się stało.
-Jesteś okropnym idiotą Lynch. Uwierzyłam w Twoje słowa, myślałam, że dzisiaj się pogodzimy. Przyszłam kilka minut przed czasem. Widziałam Was. Widziałam jak całujesz się z Caroline. Gratulacje, będziesz ojcem - zrzuciła moją rękę ze swojego ramienia.
-Tylko Ciebie kocham, Ciebie i Leo. To Wy jesteście dla mnie najważniejsze. Uwierz mi, proszę Cię - nie trzymałem już łez, płakałem razem z moją ukochaną - proszę.
-Nie, nie wierzę Ci.
-Tylko Ty się liczysz - zbliżyłem się do niej i wypiłem w jej usta. Położyłem dłonie na jej biodrach i przyciągnąłem do siebie. Dziewczyna położyła dłonie na moich policzkach, a chwilę potem wplotła palce w moje włosy. Oparłem ją o ścianę i próbowałem zmniejszyć odległość pomiędzy nami. Byłem w siódmym niebie, ponieważ matka mojego syna, odwzajemniała pocałunki. Kiedy zabrakło nam już powietrza, oderwaliśmy się od siebie. Oparłem głowę o jej czoło i ciężko oddychałem.
-Kocham Cię - odezwałem się po dłuższej chwili, wpatrywania się w nią.
-Kocham Cię - wyszeptała, a łzy spływały jej po policzkach.
-Nie płacz, proszę. Teraz już wszystko będzie dobrze. Już zawsze będziemy razem.
-Nie - rozpłakała się.
-Ale...
-To był nasz pożegnalny pocałunek.



Tam dam dam!!!
Rozdział 27 :)
Chciałam przypomnieć, że jeszcze kilka rozdziałów i to koniec tego bloga. 
Jednak nie rozstaje się z wami,boooo....
Jak tam 1 tydzień w szkole?
Ja go jakoś przeżyłam ;p
Jeszcze niedługo będzie niespodzianka :D
Aniołek :)