There is no such thing as a life without complications
Nie ma czegoś takiego jak życie bez komplikacji
~Rory
~Rory
Odkąd jesteśmy z Rossem razem, minęło parę miesięcy. Codziennie ze sobą rozmawiamy, a jeśli nam się uda, to spotykamy. Wybierałam się właśnie na trening. Próbowałam nie utykać, lecz średnio mi to wychodziło. Otóż kilka dni temu na treningu sfaulowała mnie koleżanka. Od tamtej pory boli mnie udo i prawa łydka, która mi spuchła. Wiem, ze powinnam odpocząć, ale taki mam już charakter. Z torbą na ramieniu wyszłam z domu i skierowałam się do auta. Usiadłam na miejscu pasażera. Obok mnie siedziała Rydel, która prowadziła auto. Po kilku minutach dojechałyśmy do ośrodka treningowego. Wysiadłyśmy z pojazdu i ruszyłyśmy do szatni. Zasyczałam z bólu, kiedy Deme uderzyła mnie drzwiami w bolącą nogę. Z grymasem wypisanym na twarzy weszłam do środka i przebrałam się w strój. Gotowa wyszłam z pomieszczenia i udałam się na boisko. Trener siedział na ławce. Zaczęłam się rozgrzewać. Po chwili dołączyła do mnie reszta zawodniczek. Kilka minut później robiłyśmy okrążenia wokół boiska, a następnie wykonywałyśmy różne ćwiczenia. Trening zakończyłyśmy krótką grą. Schodząc do szatni złapał mnie trener.
-Laura , jak noga? Dasz radę grać?
-Dobrze - skłamałam - dam z siebie wszystko.
-Na pewno? Widziałem, że nie mogłaś dobiec do piłki. Boli Cię?
-Nie.
-Maszeruj do sztabu medycznego. Na pewno dasz radę zagrać?
-Tak. Czuje, że jutro coś strzelę - zaśmiałam się.
-Jak co mecz. Uciekłaś w klasyfikacji strzelców. Ten sezon zaczyna się jeszcze lepiej, niż poprzedni, a wiemy jaki był ostatni. Dobrze, leć do lekarzy.
-Tak jest - zasalutowałam mu.
Ruszyłam do szatni. Weszłam pod prysznic, przebrałam się i skierowałam się do sztabu medycznego. Obejrzeli moją nogę, dali jakieś maści i nakleili mi plastry energetyczne na nogę. Jeśli ból nie ustanie, jutro rano dostanę zastrzyk. Liga jest jeszcze silniejsza, niż w poprzednim sezonie. Doszły mocne drużyny. Po około godzinie podziękowałam i wyszłam z gabinetu. Rydel już dawno pojechała. Do domu miałam wrócić z Ellem, który trening skończył jakieś niecałe dziesięć minut temu. Stałam na parkingu i czekałam na przyjaciela. Ujrzałam Ella i Rylanda. Podeszli i się przywitali. Porozmawialiśmy chwilę i doszli Riker, Rocky oraz David dołączając się do rozmowy.
-Śliczna, dasz się zaprosić do kina? - usłyszałam Davida.
-Do kogo to mówisz? - zaczęłam się rozglądać, a piłkarze się zaśmiali.
-Stary, ona ma chłopaka - przypomniał mu Ratliff.
-A tam - machnął ręką.
Wsiedliśmy do jego samochodu. Chwilę później byliśmy na miejscu. Weszliśmy do środka. Ell zabrał się za jedzenie, a ja chwyciłam butelkę wody.
-Zagrasz jutro? - zapytała moja przyjaciółka.
-Tak.
-Dasz radę? Na pewno?
-Tak, dam radę.
-No nie wiem. Powinnaś odpuścić.
Poszłam do swojego pokoju. Mój telefon wydał z siebie dźwięk, oznajmiając, iż ktoś do mnie dzwoni. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Rossa. Uśmiechnęłam się do ekranu i odebrałam urządzenie.
-Proszę.
-Hej kochanie, tęsknię za Tobą.
-Cześć misiu, ja za Tobą też. Już po treningu, czy chowasz się w szatni - zaśmiałam się.
-Już po. Siedzę w salonie, a Ty?
-Ja dopiero wróciłam do domu i siedzę u siebie.
-Jakieś plany na wieczór?
-Hmm... Wiesz, zostałam zaproszona do kina - zaśmiałam się.
-Przez? - wyczułam lekką irytację w jego głosie.
-Davida.
-I pewnie pójdziesz?
-Nie.
-Boję się, że ktoś mi Ciebie zabierze. Kocham Cię.
-Kocham Cię Skarbie.
Rozmowę dokończyliśmy na Skypie. Tęsknię za tym wariatem. Ostatnio widzieliśmy się jakiś miesiąc temu. Ross chciał przyjechać na mój jutrzejszy mecz, lecz niestety to nie wypali. Ja gram o 17:00, a on o 15:00. Znowu będę musiała zadowolić się powtórką spotkania. Powiedział, że będzie oglądał. Poprosiłam go, jak zawsze, o strzelenie bramki dla mnie, on również o to poprosił. Oboje poszliśmy spać, aby być wypoczętym na mecz ligowy.
Obudził mnie budzik w telefonie, który ustawiłam na 10:00. Nienawidzię tego dźwięku, który mu towarzyszy. Poleżałam jeszcze chwilę w łóżku, a nastepnie niechętnie się z niego podniosłam. Poszłam do łazienki, wykonałam codziennie czynności oraz przygotowałam się do meczu. Gotowa zeszłam do kuchni. W drzwiach łazienki minęłam się z Delly. Przygotowałam kanapki i usiadłam przy stole, aby je zjeść. Po kilku minutach dołączyła do mnie Deme. Zasiadłyśmy później na kanapie przed telewizorem i wyczekiwałyśmy meczu . Spotkanie się rozpoczęło. Przez pierwsze minuty drużyna czarno-żółtych utrzymywała się przy piłce. W 30 minucie, Ross podał do Ciro, gdy przed Immobile pojawił się przeciwnik, ten oddał futbolówkę Lynchowi. Blondyn z pierwszej piłki oddał strzał na bramkę. Goalkeeper nie miał szans. Chłopak pokazał serduszko i pobiegł do kolegów.
-Lau, chodź. Spóźnimy się.
-Nigdy nie obejrzę meczu w całości na żywo - posmutniałam.
Weszłyśmy szybko do auta i ruszyłyśmy na stadion. Na miejscu byłyśmy już po kilku minutach. Weszłyśmy do szatni i przebrałyśmy się w stroje treningowe. Wybiegłyśmy na stadion i rozpoczęłyśmy rozgrzewkę. O 16:40 wróciłyśmy do szatni i ubrałyśmy się w stroje meczowe. O 16:50 wyszłyśmy na boisko. Mecz rozpoczął się równo o 17:00.
-Laura , jak noga? Dasz radę grać?
-Dobrze - skłamałam - dam z siebie wszystko.
-Na pewno? Widziałem, że nie mogłaś dobiec do piłki. Boli Cię?
-Nie.
-Maszeruj do sztabu medycznego. Na pewno dasz radę zagrać?
-Tak. Czuje, że jutro coś strzelę - zaśmiałam się.
-Jak co mecz. Uciekłaś w klasyfikacji strzelców. Ten sezon zaczyna się jeszcze lepiej, niż poprzedni, a wiemy jaki był ostatni. Dobrze, leć do lekarzy.
-Tak jest - zasalutowałam mu.
Ruszyłam do szatni. Weszłam pod prysznic, przebrałam się i skierowałam się do sztabu medycznego. Obejrzeli moją nogę, dali jakieś maści i nakleili mi plastry energetyczne na nogę. Jeśli ból nie ustanie, jutro rano dostanę zastrzyk. Liga jest jeszcze silniejsza, niż w poprzednim sezonie. Doszły mocne drużyny. Po około godzinie podziękowałam i wyszłam z gabinetu. Rydel już dawno pojechała. Do domu miałam wrócić z Ellem, który trening skończył jakieś niecałe dziesięć minut temu. Stałam na parkingu i czekałam na przyjaciela. Ujrzałam Ella i Rylanda. Podeszli i się przywitali. Porozmawialiśmy chwilę i doszli Riker, Rocky oraz David dołączając się do rozmowy.
-Śliczna, dasz się zaprosić do kina? - usłyszałam Davida.
-Do kogo to mówisz? - zaczęłam się rozglądać, a piłkarze się zaśmiali.
-Stary, ona ma chłopaka - przypomniał mu Ratliff.
-A tam - machnął ręką.
Wsiedliśmy do jego samochodu. Chwilę później byliśmy na miejscu. Weszliśmy do środka. Ell zabrał się za jedzenie, a ja chwyciłam butelkę wody.
-Zagrasz jutro? - zapytała moja przyjaciółka.
-Tak.
-Dasz radę? Na pewno?
-Tak, dam radę.
-No nie wiem. Powinnaś odpuścić.
Poszłam do swojego pokoju. Mój telefon wydał z siebie dźwięk, oznajmiając, iż ktoś do mnie dzwoni. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Rossa. Uśmiechnęłam się do ekranu i odebrałam urządzenie.
-Proszę.
-Hej kochanie, tęsknię za Tobą.
-Cześć misiu, ja za Tobą też. Już po treningu, czy chowasz się w szatni - zaśmiałam się.
-Już po. Siedzę w salonie, a Ty?
-Ja dopiero wróciłam do domu i siedzę u siebie.
-Jakieś plany na wieczór?
-Hmm... Wiesz, zostałam zaproszona do kina - zaśmiałam się.
-Przez? - wyczułam lekką irytację w jego głosie.
-Davida.
-I pewnie pójdziesz?
-Nie.
-Boję się, że ktoś mi Ciebie zabierze. Kocham Cię.
-Kocham Cię Skarbie.
Rozmowę dokończyliśmy na Skypie. Tęsknię za tym wariatem. Ostatnio widzieliśmy się jakiś miesiąc temu. Ross chciał przyjechać na mój jutrzejszy mecz, lecz niestety to nie wypali. Ja gram o 17:00, a on o 15:00. Znowu będę musiała zadowolić się powtórką spotkania. Powiedział, że będzie oglądał. Poprosiłam go, jak zawsze, o strzelenie bramki dla mnie, on również o to poprosił. Oboje poszliśmy spać, aby być wypoczętym na mecz ligowy.
Obudził mnie budzik w telefonie, który ustawiłam na 10:00. Nienawidzię tego dźwięku, który mu towarzyszy. Poleżałam jeszcze chwilę w łóżku, a nastepnie niechętnie się z niego podniosłam. Poszłam do łazienki, wykonałam codziennie czynności oraz przygotowałam się do meczu. Gotowa zeszłam do kuchni. W drzwiach łazienki minęłam się z Delly. Przygotowałam kanapki i usiadłam przy stole, aby je zjeść. Po kilku minutach dołączyła do mnie Deme. Zasiadłyśmy później na kanapie przed telewizorem i wyczekiwałyśmy meczu . Spotkanie się rozpoczęło. Przez pierwsze minuty drużyna czarno-żółtych utrzymywała się przy piłce. W 30 minucie, Ross podał do Ciro, gdy przed Immobile pojawił się przeciwnik, ten oddał futbolówkę Lynchowi. Blondyn z pierwszej piłki oddał strzał na bramkę. Goalkeeper nie miał szans. Chłopak pokazał serduszko i pobiegł do kolegów.
-Lau, chodź. Spóźnimy się.
-Nigdy nie obejrzę meczu w całości na żywo - posmutniałam.
Weszłyśmy szybko do auta i ruszyłyśmy na stadion. Na miejscu byłyśmy już po kilku minutach. Weszłyśmy do szatni i przebrałyśmy się w stroje treningowe. Wybiegłyśmy na stadion i rozpoczęłyśmy rozgrzewkę. O 16:40 wróciłyśmy do szatni i ubrałyśmy się w stroje meczowe. O 16:50 wyszłyśmy na boisko. Mecz rozpoczął się równo o 17:00.
***
Ross po meczu czym prędzej chciał się znaleźć w domu. Kiedy widział jak mijają minuty był coraz bardziej zdenerwowany, ponieważ chciał obejrzeć mecz, w którym grała jego dziewczyna. Blisko godziny rozpoczęcia spotkania wymyślili wraz z kolegami, że obejrzą go w klubie. Mimo zmęczenia po meczu, biegli schodami, aby się nie spóźnić. Po drodze spotkali trenera. Zasiedli tam gdzie było miejsce i włączyli telewizor. Wcisnęli kanał, na którym miała być transmisja i Lynch odetchnął z ulgą, ponieważ dwie znane mu dziewczyny dopiero miały rozpocząć mecz.
''W dzisiejszym spotkaniu zmierzą się dwie pierwsze drużyny z tabeli. Która wygra okaże się to, kiedy sędzia główny gwizdnie po raz ostatni. Przy piłce widzimy już Laurę Marano oraz Rydel Deme.''
Usłyszeli komentatora, a Rossowi uśmiech nie schodził z twarzy.
-Nie mów, że to Twoja dziewczyna - zdziwił się jego kolega.
-Przecież Ci pokazywałem jej zdjęcie - odparł Lynch.
-Masz szczęście blondasie - zaśmiali się.
-Cicho - uciszali ich ludzie.
-Nie mów, że to Twoja dziewczyna - zdziwił się jego kolega.
-Przecież Ci pokazywałem jej zdjęcie - odparł Lynch.
-Masz szczęście blondasie - zaśmiali się.
-Cicho - uciszali ich ludzie.
''Dziewczyny miały szczęście. Gdyby nie bramkarz, to z pewnością byłaby bramka na ich niekorzyść. Ale nie ma co wypominać, ponieważ Marano odzyskała piłkę. Podaje ją do Deme. Przed Deme wyrasta obrońca Wolfsburga. Gra na ciemno piłkę do swoich koleżanek z drużyny. One rozumieją się bez słów. Obrona wilków popełnia coraz więcej błędów. Obrońca wybija wysoko piłkę, lecz ona nie opuszcza pola gry i pozostaje na boisku. Napastnik przygotowuje się do przyjęcia piłki. Przyjmuje ją na klatkę piersiową, odbija się od murawy iiii gooool. Nie można popełniać takich błędów. Przynajmniej nie można ich popełniać, kiedy na boisku jest Laura Marano. 1:0 dla Bayernu Monachium. Bramka Marano z przewrotki. A tu jeszcze raz widzimy tę piękną bramkę...''
-Nasza dziewczyna - przybyli sobie piątkę Kuba i Łukasz.
-Stary, to było świetne - mówią koledzy.
-Stary, to było świetne - mówią koledzy.
''A tę cieszynkę już dzisiaj widzieliśmy.Ross Lynch w meczu z Leverkusen również pokazał serce po strzelonej bramce. Wolfsburg, chyba nie ma, co myśleć o wygraniu tego meczu. Marano prowadzi piłkę od połowy boiska. Nie ma jak podać do swoich koleżanek z drużyny. Obrońcy nie mogą jej dogonić. Jedynie Vogel została na swojej połowie...''
Chłopcy z przejęciem i z zachwytem patrzyli na ekran telewizora. Nawet zainteresowany kolega Lyncha ogląda z nimi mecz. W pewnym momencie Ross, aż się poderwał z miejsca, a jego koledzy postąpili podobnie.
-Faul, to był faul - krzyczy blondyn - patrzcie jak ją ścięła. Tylko, żeby jej nic nie było.
-Faul, to był faul - krzyczy blondyn - patrzcie jak ją ścięła. Tylko, żeby jej nic nie było.
''Rzut karny. Sędzia wskazuje na jedenastkę. Ale Marano nadal się nie podnosi. Nieczysty wślizg Vogel. Mamy powtórkę. Ohh, ona jeszcze przekrzywiła jej nogę. Tak, czerwona kartka dla obrońcy Wilków. Na boisko wbiega sztab medyczny z noszami. Kładą na nich młodą dziewczynę i znoszą poza boisko. Po faulu Vogel na Marano sędzia podyktował rzut karny. Do jego wykonania podchodzi Deme i pewnym strzałem zamienia na bramkę...''
Blondyn już dalej nie słuchał komentatora, tylko rozmyślał co z jego dziewczyną.
-Zerwane więzadła, chyba - stwierdza trener.
-Niech trener nie straszy - mówi Ross.
-Mówiłeś, że coś ją łydka i udo bolało - wspomniał.
-Cholera.
-Ale poczekaj. To tylko domysły - stara się go uspokoić Kuba.
-Zerwane więzadła, chyba - stwierdza trener.
-Niech trener nie straszy - mówi Ross.
-Mówiłeś, że coś ją łydka i udo bolało - wspomniał.
-Cholera.
-Ale poczekaj. To tylko domysły - stara się go uspokoić Kuba.
***
Cholera jak mnie noga boli, ale mnie ścięła. O kurczaczki. Zanieśli mnie do szatni. Powiedzieli, że trener i drużyna zaraz przyjdą, bo za chwilę kończy się druga połowa.
-Obawiam się, że zerwane więzadła - usłyszałam z ust lekarza.
-Co jest? - usłyszałam odgłos uderzania korków o podłogę, a chwilę potem głos Delly.
-Zabieramy ją do szpitala. Jedziemy.
-Obawiam się, że zerwane więzadła - usłyszałam z ust lekarza.
-Co jest? - usłyszałam odgłos uderzania korków o podłogę, a chwilę potem głos Delly.
-Zabieramy ją do szpitala. Jedziemy.
***
I jest rozdział 5:) Przepraszam za błędy ale rozdział znowu pisany z telefonu. Mam nadzieję że się wam podoba. Bardzo dziękuję za komentarze pod porzednim rozdziałem:) Bardzo mnie zmotywowały :) Rozdział możliwe że w piątek :)
Kocham Was :*
Kocham Was :*
4 komentarze:
Świetny rozdział :*
Czekam na next :)
Cudo *,*
Super rozdział:)
Wspaniały! No no... Nie spodziewałam się takiego meczu! I takich emocji!
Czekam na więcej !!
kocham i życzę weny oraz pomysłów :*:*:*:*:*:**::**::*:**:*:*:::*:*:*
Prześlij komentarz