niedziela, 9 września 2018

Hejka. Jest tu ktoś?

Hej!
Wracam po 2(?) latach. Chcecie kontynuację jakiegos opowiadania ? 

wtorek, 26 stycznia 2016

32. "Pinch me if I'm asleep. Cause this feels like it's a dream." EPILOG.

Ross wrócił do domu. Podczas, gdy blondyn był w szpitalu, spakowałam jego rzeczy i przeniosłam z domu przyjaciół do nas.
Uwielbiam patrzeć na mojego ukochanego, który zajmuje się naszym synkiem. Ten widok jest dla mnie rozczulający, czuję się jakby ktoś wylał miód na moje serce.Rydel urodziła synka, którego jestem chrzestną. Ellingtona rozpiera duma.
Leo i Max są podobni do swoich ojców. Kiedy Ci wychodzą na spacer ze swoimi pociechami, są dumni jak pawie. Często śmiejemy się z mężczyzn, z narzeczona Ratliffa, jednak ten widok maluje uśmiechy na naszych ustach.
Teraz w naszym życiu będzie już tylko lepiej.


~*~



*jakiś czas później*
-Chodź synku, jak wrócimy, to mama nas nie pozna - złapałem pociechę za rączkę.
-Ej, to zrobię Wam zdjęcie - zaśmiał się Ellington.
     Podałem mu swój telefon, a on zrobił nam zdjęcie. Oddał mi urządzenie i skierowaliśmy się do fryzjera. 

    Weszliśmy do salonu fryzjerskiego i podeszliśmy do jednej z pracownic. Usadziliśmy naszych synów, a sami usiedliśmy obok nich. Jak nigdy Leo był spokojny. Kiedy tylko dobiorą się z Maxem, to jest istny szał. Nie da się ich ogarnąć.
    Po zrobieniu nowych fryzur wróciliśmy do domu. Każdy poszedł w swoją stronę. Wieczorem mieli do nas przyjść państwo Ratliff. Otworzyłem drzwi i do domu wbiegł mały rozrabiaka.
-Mamo, mamo, pats - zawołał, wbiegając do salonu.
-Co to za przystojniak - zaśmiała się moja żona - a nawet dwóch.

-Dzisiaj psyjdzie Max - wdrapał się na kanapę i zapatrzył się na naszą drugą pociechę.

    Mamy kolejnego synka, który ma 14 miesięcy. Daliśmy mu na imię Javier.  Laura mnie przekonała, co do tego imienia, ponieważ ja chciałem, aby nazywał się Andreas. Wziąłem Leo na kolana i przytuliłem do siebie brunetkę. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, ale w pewnym momencie wziąłem Leosia na górę i go przebrałem, a następnie sam zmieniłem swoją garderobę. Wziąłem go na ręce i zszedłem na dół, gdzie znajdowała się moja żona.
-Iii jak? - uśmiechnąłem się.
-Mały i duży Lynch  - zaśmiała się - jaki on jest do Ciebie podobny - uśmiechnęła się.
    W pewnym momencie usłyszeliśmy tupot stóp, a w salonie pojawiła się rodzinka Ratliff.
-Max nie mógł się doczekać - westchnęła Rydel.

*Laura*

    Siedzieliśmy w jadalni, a chłopcy bawili się w salonie.
-Jesteśmy głodni - przebiegli do nas.
-Chce kanapke - powiedziała mały Ratliff, siadając na kolana swojego ojca.
    Wyszłam do kuchni, aby zrobić coś do jedzenia. Kiedy wróciłam, zapytałam Leo i Maxa.
-Byliście grzeczni dzisiaj?
-Tak - odpowiedział Ross z Ellem.
-Nie Was się pytam - zaśmiałam się.
-Bo chyba oczywiste jest to, że byliście - zawtórowała mi przyjaciółka.
-Tato, włącys nam baje?
-Jasne - blondyn wstał z krzesła, a za nim ruszyli mali mężczyźni - jaki bajzel. No istny...
-Buldel na kółkach - zaśmiał się Leo.
-Cooo? - zdziwiłam się, a towarzystwo się roześmiało.
-Tata tak mówi - powiedział i po raz kolejny się zaśmiał.
-No zgarszasz dziecko - powiedziałam, kiedy Ross wrócił.
-Nie - oburzył się.
-Mam nadzieję, że teraz będę mieć córeczkę - zaśmiała się brunetka.
-Będzie syn - zawołał Ell, po czym wybuchnął śmiechem.
-Moje dzieci są podobne do ojca, żadne do mnie - westchnęłam, a Ell się zakrztusił sokiem, ponieważ nadeszła jego kolejna salwa śmiechu.
-Wiesz, kotku. Potem możemy zmajstrować córeczkę - wziął mnie na kolana blondyn.
-Może, może - uśmiechnęłam się i spojrzałam na zdjęcie oprawione w ramkę, które stało na komodzie.



***
To już koniec. 
Koniec tego bloga.
Jeśli ktoś nie chcę się ze mną rozstawać znajdzie mnie na drugim blogu.
Proszę by każdy kto przeczytał choćby jedno zdanie tego czegoś skomentował teraz pod epilogiem.
Chciałabym wiedzieć ile Was było ;)
Możliwe że jeszcze dzisiaj dodam 4 rozdział na "When I close my eyes I think about you". Ktoś chcę?:)
~Darkness

wtorek, 29 grudnia 2015

31. "I need to know now. Can you love me again?"

***
Pamiętajcie o urodzinach Rossa! Wszyscy spamujemy na tt hasztagiem #HappyBirthdayRossFromPoland. Jest też akcja z wierszem na twiterze i instagramie

Proszę też oznaczajcie Courtney,Rossa,R5,Rydel i Stormie  na zdjeciach na moim instagramie :







No i rozdział 31!!!:)
Przeoraszam za bledy. Nie sprawdzalam.




- Jest pani w ciąży.
-Jak to? Znaczy się, to jest pewne? - byłam w szoku.
-Pobraliśmy krew do badań, teraz zrobimy usg i wszystko pani powiem.
-Jasne.
-Zaraz przyjdzie ginekolog.
    Tak jak mówił lekarz, po chwili przyszedł specjalista. Piłkarze zeszli z łóżka i stanęli obok niego, a ginekolog usiadł na krześle i zaczął operować ultrasonografią. Podciągnęłam koszulkę, a po chwili poczułam zimny żel na brzuchu.
-To szósty tydzień - mówiąc to, odłożył sprzęt.
-Operacja się skończyła - usłyszałam szept Kuby, który kierował te słowa do blondyna.
    Jak poparzona wstałam ze szpitalnego łóżka i pobiegłam w poszukiwaniu lekarzy, którzy byli przy operacji. Przemierzałam korytarze, mijając pielęgniarki. W pewnym momencie zatrzymałam się i zapytałam oddziałowej, czy nie widziała mężczyzny. Pokierowała mnie, więc szybko ruszyłam w odpowiednie miejsce. Skręciłam w prawo, chwilę szłam prosto i skręciłam ponownie w prawą stronę. Zauważyłam drzwi i stwierdziłam, że to ten gabinet. Zapukałam i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi. W pomieszczeniu było trzech lekarzy. Rozpoznałam ich, to oni byli przy operacji.
-Przepraszam, co z Rossem Lynchem?
-Jest pani z kimś z rodziny?
-Jestem żoną.
-W takim razie proszę usiąść - wskazał na krzesło, które stało naprzeciwko niego.
    Usiadłam przy biurku, a lekarz zaczął swój monolog.
-To tak. Pan Lynch miał wypadek. Potrącił go samochód. W takiej sytuacji mogę śmiało powiedzieć, że miał szczęście i przy takim wypadku wszedł bez większych uszkodzeń. Jest kilka obić, zadrapań, stłuczone żebro i złamana ręka. Złamanie było otwarte, dlatego ta operacja. Zaraz będziemy wybudzać pani męża. Zostanie na obserwacji przez dwa-trzy dni, a następnie jeśli wszystko będzie dobrze, to go wypiszemy.
-Czy mogłabym do niego wejść?
-Tak, oczywiście. Sala numer 45, piętro niżej.
-Dziękuję bardzo.
    Wyszłam z gabinetu i spokojniejsza szłam do sali, w której leżał mój mąż. Schodząc po schodach, ujrzałam chłopaków. Podeszli i zadawali pytania. Opowiedziałam im wszystko i razem zmierzaliśmy do pokoju o numerze 45. Mats otworzył mi drzwi i przepuścił w nich. Weszłam i usiadłam na krześle, a chłopcy zajęli resztę miejsc. W sali leżał tylko Ross. Było jedno łóżko i kilka krzeseł. Obok łóżka stała półka.
    Złapałam blondyna za rękę i musnęłam ustami jego dłoń. Delikatnie położyłam głowę na jego brzuchu. Leżałam tak, dopóki piłkarze nie wstali z miejsc.
-Powinnaś się przespać. Jest prawie piąta. Pojedziemy do domu, jutro tutaj przyjdziesz - pomógł mi wstać Łukasz.
    Musnęłam policzek Lyncha i wyszłam z sali. Na korytarzu spotkałam lekarza, z którym chwilę temu rozmawiałam.
-Za parę godzin będziemy wybudzać pana Lyncha. Proszę odpocząć - posłał mi uśmiech.
    Udałam się do wyjścia. Wsiadłam do auta Ella i odjechaliśmy do domu. Dopiero teraz do mnie dotarło, że jestem w ciąży. Będą już na miejscu, weszłam do domu, a za mną ruszył Ratliff. Zerknęłam do pokoiku dziecięcego. Leo smacznie spał, więc zamknęłam cicho drzwi i ruszyłam do sypialni. Położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam.
Coraz wyraźniej do moich uszu docierał budzik. Szukając telefonu, niechętnie otworzyłam oczy. Kiedy urządzenie znalazło się w mojej ręce, wyłączyłam irytujący mnie dźwięk. Przetarłam oczy dłonią i usiadłam na łóżku. Sprawdziłam jeszcze raz, czy aby na pewno nikt nie dzwonił. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy, gdzie wybrałam ubrania na dziś. Z gotowym kompletem wyszłam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę. Z nowym makijażem wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni, aby coś zjeść. Zrobiłam sobie kanapki i herbatę. Zasiadłam do stołu i zabrałam się za jedzenie. Po chwili do kuchni przyszedł Ellington z Rydel. Ratliff zaczął robić śniadanie, a Deme usiadła obok mnie. Nikt się nie odzywał. Kilka razy brunet chciał zacząć rozmowę, ale kiedy tylko otwierał usta, to od razu je zamykał. Mój telefon zaczął wibrować i wydawać z siebie dźwięk. Wzięłam urządzenie do ręki i nie patrząc kto dzwoni, od razu odebrałam.
-Dzień dobry, z tej strony doktor Koch. Wybudziliśmy Pana Lyncha. Zrobiliśmy wszystkie badania i czekamy na wyniki. Jeśli pani chce, można przyjechać.
-Oczywiście, zaraz będę. Dziękuję bardzo.
    Rozłączyłam się i od razu przekazałam przyjaciołom wszystko o czym powiedział mi lekarz. Pobiegłam do sypialni po torebkę, ubrałam buty, a do reki wzięłam kurtkę i byłam gotowa do wyjścia. Rydel ciągle powtarzała, że zajmowanie się Leo, to czysta przyjemność, jednak mimo wszystko czuję się niezręcznie, że pilnuje mojego dziecka.
-Co ze mnie za matka - odparłam ubierając kurtkę.
-Jesteś świetną matką, a to, że aktualnie jest taka sytuacja, to nie jest Twoja wina - przytuliła mnie brunetka.
-Gdybym wybaczyła Rossowi, to nie leżałby teraz w szpitalu.
-Laura, to nie jest Twoja wina - westchnął Ell- dobra, jedziemy.
-Dziękuję Wam. Nie wiem, jak mogę się Wam odwdzięczyć - uśmiechnęłam się delikatnie.
-No przestań - zaśmiała się moja przyjaciółka - pozdrówcie go.
-Oczywiście.
    Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta Ratliffa. Piłkarz odpalił pojazd i ruszyliśmy do szpitala. Drogę umilała nam muzyka, która wydobywała się z radia. Moje myśli ciągle były przy blondynie. Bałam się jego reakcji. Bałam się jak zareaguje, gdy mnie zobaczy. Czy mi wybaczy? Czy będzie jak dawniej? A może nie będzie chciał mnie znać? Z zamysłu wyrwał mnie głos Ella, który oznajmił, iż jesteśmy na miejscu. Wysiadłam z pojazdu i ruszyłam w kierunku głównych drzwi szpitalnych. Będąc już w środku, schodami skierowałam się na drugie piętro. Wzrokiem odszukałam pokoju numer 45. Stojąc pod drzwiami, zastanawiałam się, czy aby na pewno wejść.
-Lau, nie bój się, to Twój mąż. Kiedy wejdziesz, to on ze szczęścia, chyba wyzdrowieje - zaśmiał się - ja tu poczekam. Zaraz napiszę do chłopaków, że Ross się wybudził, a Wy sobie porozmawiajcie.
-Kocham Cię braciszku - przytuliłam go.
-Ja Ciebie też siostrzyczko - uśmiechnął się pod nosem, odwzajemniając uścisk.
    Chwyciłam klamkę i odwróciłam się ostatni raz do bruneta, który siedział już na krzesełku. Uśmiechnął się do mnie promiennie, co dodało mi otuchy. Pchnęłam drzwi i przekroczyłam próg pokoju szpitalnego. Drzwi zaskrzypiały, a Ross odwrócił głowę w moją stronę. Wpatrywał się we mnie, a po chwili na jego twarzy zagościł ogromny uśmiech.
-Hej - powiedziałam cicho - jak się czujesz? - podeszłam bliżej łóżka.
-Teraz cudownie - uśmiechnął się zniewalająco - siadaj - poklepał miejsce obok siebie.
    Niepewnie zajęłam miejsce, które mi wskazał. Podniosłam głowę i popatrzyłam w oczy blondyna. Wpatrując się w siebie, trwaliśmy w ciszy, która była teraz dosyć niezręczna. Nieznacznie blondyn zaczął się do mnie zbliżać.
-Nie podnoś się - odparłam - lekarz kazał Ci leżeć - wymyśliłam na poczekaniu. Blondyn westchnął i opadł na poduszki - chcesz coś do jedzenia? Cokolwiek?
-Nie, dziękuję.
-Ross - spuściłam głowę - przepraszam.
-Za co mnie przepraszasz? - zdziwił się.
-Za wszystko. Gdybym Ci wtedy wybaczyła, to do niczego by nie doszło i siedzielibyśmy teraz w domu.
-To nie Twoja wina - złapał mnie za dłoń - to ja jestem idiota i Cię zdradziłem. Należy mi się kara.
-Jaka kara? Przestań.
-Mógłby mnie zabić.
-Czy Ty siebie słyszysz? - zdenerwowałam się - nie poradziłabym sobie, żyjąc ze świadomością, że Ciebie już nie ma - z moich oczu popłynęły łzy - nie dałabym sobie bez Ciebie rady.  Popatrzyłam na niego, a on starał kciukiem moje łzy. Odległość między nami szybko malała. Dzieliły nas już teraz tylko milimetry. Po chwili poczułam delikatnie muśnięcie ust i blondyn się odsunął, jakby się bał, że będę na niego zła. Popatrzyłam mu w oczy i tym razem, to ja go pocałowałam. Z zachłannością odwzajemniał pocałunki. Teraz liczyliśmy się tylko my i ta chwila, nie chciałam, żeby się ona kiedykolwiek skończyła.Oderwaliśmy się od siebie i uśmiechnęliśmy.
-Tęskniłem - odparł, przytulając mnie do siebie.
-Ja za Tobą też.
-Kocham Cię, nic nas nie rozdzieli - cmoknął mnie w czoło.
-Nic, a nic - zaśmiałam się.
-Wrócimy do domu i będziemy żyć długo i szczęśliwie z naszym Leo. Może jakieś rodzeństwo dostanie - zaśmiał się.
-Będzie je miał szybciej, niż Ci się to wydaje - widząc, że Ross nie rozumie, położyłam jego dłoń na moim brzuchu - będziesz drugi raz tatą.
-Będę ojcem - zaśmiał się, nie dowierzając we własne słowa.
-Będziemy wujkami? - usłyszałam radosne głosy chłopaków, którzy właśnie wchodzili do pomieszczenia.
-Tak - uśmiechnęłam się.
-No to trzeba to opić - zaśmiał się Mats.
-Ej, ale nie beze mnie. Musicie na mnie poczekać - oburzył się Ell - ja muszę być trzeźwy, bo moja Delly ma niedługo termin. A teraz wybaczcie, ale do niej jadę.
    Słowa Ratliffa nas bardzo rozbawiły, a brunet jak gdyby nigdy nic, pożegnał się z nami i pojechał do domu. Posiedziałam jeszcze chwilę i zaczęłam się zbierać, ponieważ Rydel pilnuje Leo. Pożegnałam się z Rossem i wyszłam z pokoju ze Svenem, który zaproponował, że mnie odwiezie. Po kilku minutach byłam już w domu. Wygoniłam państwa Ratliff, aby spędzili ze sobą czas, a sama zostałam z synkiem w domu.

sobota, 24 października 2015

30. "Could've been mine"

Na korytarz wybiegła pielęgniarka z lekarzem. Ellington wziął przyjaciółkę na ręce. Chłopcy wytłumaczyli doktorowi, co się zdarzyło, a on kiwając głową, jakby spokojniejszy, poprosił, aby brunet z kobietą na rękach, szedł za nim. Zrobili kilka kroków i weszli na salę, w której wcześniej leżał Ross. Piłkarz delikatnie położył brunetkę na łóżku i stanął obok lekarza, który badał dziewczynę. Po chwili wyprosił go na korytarz. Ten początkowo nie chciał się zgodzić, lecz posłusznie wyszedł na korytarz, gdzie siedziała reszta zawodników BVB.

*Ellington*
    Próbowaliśmy się przysłuchać temu, co mówi lekarz do Laury. Niestety z każdą sekundą się oddalali, więc coraz ciężej było nam zrozumieć słowa mężczyzny. Usłyszałem tylko tyle, że Ross będzie operowany. Zrobiło mi się gorąco. Bałem się o niego. Nie minęła minuta, a ujrzałem Laurę, która uderzyła o podłogę. To był moment. Jak jeden mąż pobiegliśmy do niej. Wziąłem ją na ręce i po chwili przybiegł lekarz. Ruszyłem za nim do sali segregacji. Będąc już w pomieszczeniu położyłem brunetkę na łóżku. Lekarz ją badał, ale kazał mi wyjść. Nie chciałem zostawiać jej tutaj samej, ale też nie chciałem opóźniać badań, więc wyszedłem. Kiedy tylko otworzyłem drzwi, wzrok chłopaków został skierowany na moją osobę. Zawalali mnie mnóstwem pytań.
-Wyprosił mnie, a teraz ją bada. Cholera, co jej jest.
-Może wstrząsnęła ją ta wiadomość? - próbował mnie uspokoić Kuba.
    Nie dość, że Ross, to jeszcze Laura. Co się jeszcze stanie? Rydel zacznie rodzić? Dobra, koniec tych myśli. Jeśli Ross z tego nie wyjdzie, to nie wiem co zrobię. Na korytarzu panowała cisza, nikt nic nie mówił. Letarg przerwał Mats.
-To ja może pójdę pod blok operacyjny.
-Pójdę z Tobą - odparł Łukasz - piszcie jak będziecie coś wiedzieć.
-Wy też - odparł.
    Po około trzydziestu minutach wyszedł lekarz i oznajmił, iż można wejść do Laury. Wstaliśmy i ruszyliśmy do sali.

*Laura*
    Otworzyłam oczy i zobaczyłam białe ściany i tego samego koloru sufit. Z przerażeniem, podniosłam się i usiadłam na łóżku. Od razu podszedł do mnie lekarz.
-Widzę, że się pani obudziła - uśmiechnął się.
-Co się dzieje? Pamiętam jak lekarz powiedział, że Ross ma operacje i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Co z Rossem? Muszę tam iść - wstałam i ruszyłam do wyjścia, ale zatrzymał mnie doktor.
-Proszę się położyć. I tak nie mogłaby pani wejść na blok. Jeśli coś będziemy wiedzieć, to pani powiemy. Zrobiliśmy pani badania, wyniki powinny zaraz być.
    Położyłam się na łóżku, a po chwili do sali wszedł Ellington i Kuba. Bałam się o Rossa. Na co ta operacja? Co mu się stało? To wszystko moja wina. Gdybym mu wtedy wybaczyła, to nic by mu nie było. Poczułam łzy na policzkach.
-Ej, mała, nie płacz - przytulił mnie Ratliff - wszystko będzie dobrze.
-Chłopcy pytają, jak się czujesz - głos zabrał Kuba.
-Dobrze.
    Chłopak wstukał coś w telefonie i zaczął nowy temat, aby odwrócić moją uwagę od operacji blondyna. Moje myśli były ciągle przy nim. Nie potrafiłam o niczym innym myśleć. Naszą rozmowę przerwał lekarz, który wszedł do sali.
-Mam wyniki - stanął obok łóżka


Rozdział 30.
Przepraszam że tak długo ale naprawdę mam bardzo mało czasu.
Martwi mnie też to że jest Was coraz mniej. Ledwo 5 komentarzy...
Proszę by każdy kto przeczytał skomentował chociaż tak :":)"
Jest też Nowy wygląd bloga. Co o nim sądzicie?
Do następnego.

sobota, 10 października 2015

29."Blow kiss, fire a gun,all we need is someone to lean on"

Siedziałam w domu. Odkąd Ross wyszedł minęły dwie godziny, a ja nadal płakałam. Jestem beznadziejna. Kocham blondyna, a odrzuciłam jego przeprosiny. Leo smacznie sobie spał. Zasnął jakieś kilka minut temu, więc zeszłam schodami na dół. Chciałabym, aby na kanapie siedział Ross. Tak jak zawsze, usiadłabym obok niego, przytuliłby mnie i pocałował w czoło. Wtuliłabym się w jego ciało i w spokoju obejrzelibyśmy jakiś film. Jestem idiotką. W salonie nikogo nie było, a na stoliku leżał dużych rozmiarów bukiet mocno czerwonych róż. Wiedziałam, że są od blondyna. Podeszłam do nich i podniosłam kwiaty, zaciągając się ich zapachem. Przymknęłam na chwilę oczy. Wyjęłam z szafki flakon i wyszłam do kuchni, aby nalać do niego wody. Wróciłam do poprzedniego pomieszczenia i postawiłam go na stole w jadalni. Wzięłam bukiet do ręki, a kiedy wkładałam go do flakonu, wypadła z niego karteczka. Z ciekawością podniosłam ją i usiadłam na krześle. Z niepewnością rozwinęłam białą karteczkę. Było to pismo Rossa. Zagłębiłam się w tekście.

''Kochanie,
Wiem, że jesteś na mnie zła. Wiem, że mnie nienawidzisz, sam siebie nienawidzę za to co zrobiłem.
Nie wiem co napisać...
Kocham Cię. Kocham Cię najbardziej na świecie. Ty i Leo jesteście dla mnie najważniejsi.
Wiem, że zniszczyłem.
Zrobię wszystko, żebyś mi wybaczyła,
żebyśmy znowu tworzyli rodzinę,
a to, że nie chcesz rozwodu, daje mi nadzieję, że do mnie wrócisz.
Będę czekał ile będzie tylko trzeba.
Zawsze będę Cię kochał.
Tylko Twój ~ Ross.''

    Czytając ten list, płakałam. Nie mogłam opanować łez. Kocham go, ale jeszcze nie teraz. To wszystko były za wcześnie, rany były jeszcze świeże. Napisałam do Rydel, aby wpadła jeśli ma czas. Już po niecałych 10. minutach usłyszałam dzwonek do drzwi, a następnie kroki w korytarzu. Do salonu weszła Deme. Nie pytała, po prostu mnie przytuliła. Siedziałyśmy tak jakiś czas. Zdecydowałam się przerwać tę ciszę.
-Kocham go, a nie potrafię mu wybaczyć.
 Po moich policzkach po raz kolejny płynęły łzy. Starałam się opanować. Wyszłam do kuchni, aby zrobić herbaty i po drodze wzięłam jakieś ciasteczka. Wróciłam na miejsce i tracąc poczucie czasu, nawet nie wiedziałyśmy kiedy było już po północy. Od czasu do czasu bawiłyśmy się z Leo, karmiłyśmy go i zrobiłyśmy sobie kolację. Było tak jak kiedyś. W pewnym momencie poszłyśmy do sypialni, aby przejrzeć albumy ze zdjęciami. Usłyszałam płacz dziecka, więc wyszłam z pomieszczenia, zostawiając przyjaciółkę samą. Delikatnie wzięłam synka na ręce i chodziłam z nim po pokoju, śpiewając mu cicho kołysanki. Po kilku minutach zasnął, więc spokojna, z uśmiechem na ustach włożyłam go ponownie do jego łóżka. Chwilę tak postałam, patrząc na dziecko, a po chwili wróciłam do blondynki i usiadłam na poprzednim miejscu.
-Myślałam, że zasnęłaś razem z małym - zaśmiała się - nie słyszałaś?
-Ale czego?
-No, zdaje mi się, że to Ross krzyczał. Kurde, przepraszam, mogłam Cię zawołać.
    Nadal przeglądałyśmy fotografię i rozmawiałyśmy, ale ja nie potrafiłam się skupić. Moje myśli krążyły wokół Rossa i tego, co mógł krzyczeć. Po jakimś czasie usłyszałam gdzieś w oddali pogotowie i jak na zawołanie zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Ella. Odebrałam, a to co usłyszałam... zmroziło mnie.


-Zostaniesz z Leo? Proszę Cię - rzekłam płaczliwym głosem.

-Co jest?
-Nie denerwuj się, jasne?
-Mów!
-Ale obiecaj.
-Obiecuję, obiecuję.
-Rossa potrącił samochód. Zostań z Leo, proszę.
-Biegnij tam.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też, wysyłaj relacje na bieżąco.
    Zabrałam torebkę i wybiegłam z sypialni. Założyłam buty, a do ręki wzięłam płaszcz i pobiegłam do drogi. Kolana się pode mną uginały, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Ujrzałam Rossa, był blady, a usta miał sine. Poczułam uścisk.
-Zakładaj ten płaszcz - usłyszałam głos Mario.
-Jak to, co z nim. Ell boję się - rozpłakałam się.
    Wyswobodziłam się z uścisku Ratliffa i pobiegłam do sanitariuszy.
-Mogę? Jestem żoną.
    Wsiadłam do karetki, a mężczyźni zajęli się ratowaniem blondyna. Po kilku minutach byliśmy pod szpitalem. Wbiegłam z nimi do środka. Byłam cały czas obok, dopóki nie wjechali na salę segregacji. Nie wpuścili mnie tam. Usiadłam na krzesełkach i czekałam na jakieś wieści. Po jakimś czasie obok mnie znaleźli się przyjaciele Rossa. To wszystko moja wina. Gdybym mu wybaczyła, to do niczego takiego by nie doszło. Jak on tego nie przeżyje, to sobie tego nie wybaczę. Doszłam już do momentu, kiedy nie mogłam sobie wyobrazić istnienia bez niego. Jest dla mnie wszystkim. To on sprawił, że nie załamałam się po kontuzji, która wykluczyła mnie z zawodowej gry w piłkę. Za niektórych ludzi jesteśmy w stanie oddać życie, ponieważ wiemy, że nasze życie bez nich jest do niczego. Boję się o niego. Chłopcy próbowali mnie jakoś pocieszyć, ale sami się okropnie martwili. Po chwili z sali wypadł lekarz, ale się nie odezwał, nie odpowiedział na żadne nasze pytanie. Wrócił z kilkoma innymi specjalistami. Kiedy tylko weszli to wyjechali z Rossem, nadal nic nie mówiąc.
-Doktorze, co z nim? Gdzie go zabieracie? W jakim jest stanie? Co mu dolega? Wyjdzie z tego, prawda? Niech pan powie, że on z tego wyjdzie - zasypałam go pytaniami.
-Jedziemy na salę operacyjną, resztę powiem po operacji.
-Jak operacja? Przeżyje, prawda?
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby z tego wyszedł.
    Zrobiło mi się gorąco i ciemno przed oczami. Słyszałam jakieś głosy, ale żadnych nie zrozumiałam.


***

    Chłopcy siedzieli z Laurana korytarzu i czekali na kogoś, kto wyszedłby z sali i powiedział co z Lynchem. Na ich nieszczęście, żaden stamtąd nie wychodził, co nie wróżyło dobrze. Ellongton i żona blondyna, obarczali siebie winą. Brunet sądził, iż to jego wina, ponieważ wypuścił go pijanego z domu, natomiast brunetka, dlatego, że nie zgodziła się do niego wrócić. Jednak nie była to wina, żadnego z nich.Ross, zrezygnowany wracał chłodnikiem do domu, kiedy pijany kierowca w niego wjechał. Jechał z prędkością 100km/h, stracił panowanie nad pojazdem i wjechał w piłkarza. Wszystko się mogło zdarzyć, ale każdy chciał, aby z tego wyszedł. Wszyscy chcieli usłyszeć, że wszystko z nim dobrze, że jest tylko poobijany, lecz kiedy do pomieszczenia, w którym przebywał blondyn, wbiegło jeszcze więcej lekarzy, ich nadzieję się zmniejszały, ale mimo to, nadal wierzyli, że będzie dobrze.W pewnym momencie drzwi sali się otworzyły, i chyba wszyscy przebywający tam lekarze biegli w nieznane miejsce bliskim osobom Rossowi. Dziewczyna wypytywała mężczyzn, co z jej mężem. Oni odjechali, jak się okazało, na blok operacyjny, ona upadła na podłogę, tracąc przytomność. Przyjaciele, którzy przebywali na korytarzu, jak na zawołanie pobiegli do blondynki, wołając o pomoc. Teraz nie tylko martwią się o stan zdrowia Rossa, ale także Laury.
Rozdział 29!!!
1.Na początku chciałabym przeprosić ze tak długo nic nie dodawalam. Ale mam straszny nawal nauki i ledwo znajduje czas dla siebie. Obiecuję się poprawić :)
Przepraszam za błędy!
2. Byliście na koncercie? :D Ja byłam i muszę stwierdzic,że to było cudowne i opłacało się wydać 600 złotych <3 Jeśli ktoś by chciał relacje to chętnie opowiem na Facebooku: D
3. Dziękuję za nominację do LBA. Postaram się szybko na nie odpowiedzieć.:)
4. Wpadlam na pomysł by zorganizować konkurs. Wzialby ktoś udział?
Notkę na ten temat podalabym później :)
5. Miłego dnia :)